Page 46 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 46

brakowało, aby już nigdy nie zobaczyła sutereny. Ale w ostatnich dniach, kiedy
               okazało się, że to już nie jest ich suterena i że szczęśliwie wyprowadzają się z niej,
               przestała mówić o kradzieży, a teraz, przy pakowaniu, nawet o tym nie myślała.
                  Wszyscy trzej nieżonaci synowie – Szolem, który wrócił z rodzicami z Głowna,
               Motl, który chciał się przedrzeć do towarzyszy na drugą stronę „pasa”  i Josi,
                                                                           3
               który po prostu poszedł w świat – ponownie byli w domu i pomagali rodzicom
               w przenoszeniu rzeczy do nowego mieszkania. I chociaż nie była to jakaś wiel-
               ka przeprowadzka i chłopcy mogliby się z nią uwinąć w kilka minut – bo nowe
               mieszkanie było przecież na tym samym podwórku – to jednak zgodnie ze
               słowami Szejny Pesi „ciągnęła się tak długo jak żydowska diaspora i nie było
               widać jej końca”.
                  Szejna Pesia, która chciała jak najszybciej „zacząć mieszkać”, dobrze wie-
               działa, że jej synowie oraz Icie Meir mają na głowie ważniejsze sprawy niż prze-
               prowadzka, i że za każdym razem, gdy wychodzą czymś obładowani, zatrzymują
               się i rozprawiają na podwórku z nowymi lokatorami, którzy wciąż napływają
               z miasta – a może nawet im pomagają – zamiast myśleć o swoich własnych
               kłopotach. Tacy właśnie byli ci jej mężczyźni: jeden w drugiego troszczyli się
               o cały świat! Należeli do ludzi pokroju „całe-miasto-na-mojej-głowie”! Ale ona,
               Szejna Pesia, nie była dzisiaj w nastroju do robienia awantur z tego powodu.
               Udawała, że nie widzi skwaszonej twarzy Iciego Meira. Pocieszała się, że skoro
               przeżyła w suterenie blisko trzydzieści lat, to kilka godzin więcej nic nie zmieni.
                  Najważniejsze było to, że dożyła chwili uwolnienia z tej ciemnej piwnicy,
               że wreszcie będzie miała nowe mieszkanie – „jasny” pokój z „jasną” kuchnią
               o dwóch wielkich oknach, dzięki którym w dzień będzie widno, tak że elektryka
               odpocznie sobie aż do zmroku. A to wielka rzecz! Zawdzięczała to dzisiejszemu
               zwariowanemu światu, który kipiał niczym kocioł pełen trosk i nieszczęść, igrając
                                              4
               przy tym ludzkim losem jak strulkami .
                  Szczęście polegało na tym, że z grona lokatorów, których Niemcy wyprowa-
               dzili z podwórka, wróciła tylko mała część . Mieszkania stały opróżnione, a na
                                                  5
               podwórku było pusto. Z początku nikomu z tych, którzy wrócili, nie przyszło do
               głowy, aby samodzielnie wybrać sobie lepszy lokal. Nawet do własnych mieszkań
               zakradano się ze strachem, żyjąc w lęku, że lada dzień na podwórko wpadną
               Niemcy i zobaczą, że ci, których wywieziono, są tu z powrotem. Kto wie, co mo-



               3    Granica pomiędzy niemiecką strefą okupacyjną a terytorium zajętym przez ZSRR w latach 1939–
                  1941 przebiegała w pobliżu Małkini nad Bugiem.
               4    Strulki, czyli kamyki (mniej więcej wielkości orzecha laskowego). Popularna gra podwórkowa pole-
                  gająca na łapaniu jedną ręką od jednego do pięciu strulków. Ma określone zasady i kilka etapów.
               5    Może chodzi tu o aresztowania, które rozpoczęły się zaraz po wkroczeniu Niemców do Łodzi i doty-
                  kały głównie inteligencję i działaczy społecznych i politycznych. Wielu z nich zostało zamordowanych
         44       w podłódzkich lasach jesienią i zimą 1939 r.
   41   42   43   44   45   46   47   48   49   50   51