Page 436 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 436

osoby w aparacie rządowym i w sercu Prezesa. Wszyscy byli wystrojeni. Kobiety
               miały na sobie letnie, jedwabne sukienki i kapelusze z wielkimi rondami. W rę-
               kach ubranych w rękawiczki trzymały parasolki dla ochrony przed słońcem.
               Mężczyźni pocili się w zapiętych marynarkach i białych koszulach ze sztywnymi
               kołnierzykami. Dusili się w zawiązanych ciasno krawatach i starali się skorzystać
               z odrobiny cienia pod parasolkami żon.
                  Oczy wszystkich zwrócone były w stronę budynków szkoły, z których dochodził
               przytłumiony zgiełk jak odległe brzęczenie uli. Samych dzieci jeszcze nie było
               widać, ale wiedziano, że zaraz się pokażą, bo już im oznajmiono, iż Prezes wraz
               ze swoją świtą dotarli na miejsce.
                  Defilada wszystkich dzieci z Marysina była pomysłem Prezesa . Właściwie
                                                                       2
               nie jego, ale jego zmarłej żony Szoszany spoczywającej na cmentarzu niedaleko
                             3
               budynków szkoły . W ostatnich kilku tygodniach Prezes odwiedził ją dwa razy. Po
               raz pierwszy podczas strajku pielęgniarek, który kosztował go niemało zdrowia.
               Te rozpieszczone inteligentki domagały się dziesięciogodzinnego dnia pracy i do-
               datkowej porcji zupy dla swoich rodzin. Na to niesłychane żądanie Prezes mógł
               zareagować jedynie żelazną ręką. Delegatki przepędził, a przez swojego brata,
               Józefa, ostrzegł pielęgniarki, że policja zmusi je do pracy i że nie będą wypuszczane
               z budynków szpitalnych. I rzeczywiście – obsadził szpitale policją, która czuwała,
               żeby przez dwanaście godzin dziennie żadna z dziewczyn nie przerywała pracy
               i nie przysiadała nawet na minutę. Pielęgniarki nie robiły przerw i nie przysiadały,
               ale mdlały jedna po drugiej. Wtedy Prezes kazał im się zebrać i osobiście się
               z nimi spotkał. Wymagał od nich tylko tego, żeby go przeprosiły. Ale one, dumne
               primadonny, słowem nie zareagowały na jego przemowę. Cierpliwość Prezesa
               się skończyła. Chwycił swoją laskę (zabrał ją nie dlatego, że brakowało mu sił,
               ale żeby móc się wyładować) i zaczął nią okładać ramiona i plecy dziewczyn.
                  Tego samego dnia wybrał się na cmentarz. Patrzył na podwójny grób i parcelę
               ziemi, która również na niego czekała. Nagle ogarnęła go pewność, że nigdy tu
               nie spocznie. To uczucie, głupie i śmieszne, wytrąciło go z równowagi. Twarz
               wykrzywił mu uśmiech czy może grymas lęku. Oparł się ramieniem o macewę
               Szoszany, jakby chciał się przytrzymać, i zawołał ją po imieniu, niepewnie, czule.
               Głaskał kamień tak długo, aż wydało mu się, że odpowiada. Jej głos, jej słowa,
               wydobyte dotykiem z ciszy, zabrzmiały mu w głowie: „Fe” – powiedziała Szosza-
               na. „To ci nie przystoi... To poniżej twojej godności. Nie zawstydzaj korony, którą
               nosisz. Jesteś przywódcą narodu, a nie pałkarzem... W dodatku bijącym kobiety”.



               2    Defilada dzieci na Marysinie odbyła się 27 lipca 1941 r. Przed Rumkowskim przemaszerowało
                  wówczas ponad 3 tysiące dzieci od lat 4 do 17, które przebywały na koloniach letnich na Marysi-
                  nie.
               3     W rzeczywistości pierwsza żona Chaima M. Rumkowskiego miała na imię Ita vel Ida z domu Ben-
         434      der. Zmarła w grudniu 1937 r. Jest pochowana na cmentarzu żydowskim w lewej kwaterze D.
   431   432   433   434   435   436   437   438   439   440   441