Page 431 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 431
*
Miał niespokojną noc. Rytmy wierszy Sary Samet kręciły się w jego głowie
jak zimne fajerki ponad rozżarzoną kuchnią. Huczał w nim ogień. Brzmiało to
zupełnie inaczej niż pieśni Sary. Oczami wyobraźni ujrzał pogryziony ołówek,
który przypominał rozgrzany pogrzebacz. Z jego pomocą powoli odsunął zimne
fajerki i po raz pierwszy stanął twarzą twarz z płomieniem.
Otworzył oczy. W pokoju było zupełnie ciemno. Miriam i Blimele oddychały
cicho i rytmicznie. Spojrzał na sufit, który wyglądał jak biały papier. Naciągnięty
drut, na którym wisiała lampa, był jak pogryziony ołówek wkręcający się w jeden
punkt pośrodku białego papieru i uparcie tkwiący w miejscu. To męczyło.
Wstał z łóżka, ubrał się szybko i odnalazł w kieszeni ołówek i papier. Wyszedł
na zewnątrz.
Powietrze było chłodne. Działki pachniały, a kwiaty ziemniaków mrugały
jasnymi oczami. Granatowe niebo przysłonił cienki, biały woal chmur. W tym
woalu tkwił mały księżyc z odległymi, bladymi gwiazdami. Pod cicho szumiącą
wiśnią zaspany strażnik gminny kręcił się wzdłuż grządek.
– Może chciałby się pan zdrzemnąć? – zaproponował Bunim. – Popilnuję
chwilę za pana.
Mężczyzna spojrzał na niego podejrzliwie. – Mówi pan, że popilnuje?
– Mówię, że popilnuję – uśmiechnął się Bunim. – Posiedzę tu chwilę.
Strażnik potarł zaspane oczy, tym ruchem ścierając z nich nieco nieufności.
Ziewnął i zerwał z drzewa kilka wisienek. – Masz pan, zmów błogosławieństwo…
I wytrzyj usta. – Poklepał Bunima po ramieniu: – Widzi pan, przypominam Pana
Świata. Pilnuję Drzewa Życia. Drzewo Poznania było jabłonią, może więc Drzewo
Życia było wiśnią. Drzewo Poznania pozostało w ogrodzie Eden, ale Drzewo Życia
stoi tu, w getcie. – Rozpostarł płaszcz pomiędzy dwiema grządkami i wyciągnął
się na nim. – Ech… – jęknął. – Jeszcze kilka tygodni i będzie po lecie. Gdzie bę-
dzie się pan modlił w Straszne Dni, co? Ja modlę się z bractwem… Słyszał pan
o bractwie We-ohawto Le-rejacho Ko-mojcho ? Należę do niego… – to rzekłszy,
13
zaczął głośno i ciężko chrapać.
Bunim usiadł na skrzynce pod drzewem. Odwrócił się przodem do światła,
które padało z góry, oblewając srebrem jego siwiejącą głowę. Wyjął kartkę pa-
pieru i ołówek.
Pierwszy wers poematu został zapisany.
13 „Miłuj bliźniego jak siebie samego”, Kpł 19,18.