Page 40 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 40

Będzie im ojcem i opiekunem, ich wspólnikiem i nauczycielem. I już widział inną
               procesję tych samych Żydów, tym razem powrotną – ich wyjście z getta. A siebie
               widział nie w dorożce, ale na rękach tłumu. Wyniosą go z getta na rękach. A mi-
               liony Żydów ze wszystkich zakątków świata dołączą do tego marszu. Zaniosą go
               do Erec Isroel , dadzą mu do ręki lejce żydowskiego państwa i powiedzą: „Bądź
                          33
               naszym woźnicą! Prowadź nas, rządź nami, bo ty jesteś błogosławiony przez
               Boga, namaszczony, aby być przywódcą, ojcem, królem dla Żydów!”
                  Chciał, aby ta droga ciągnęła się w nieskończoność, by mógł się nasycić tym
               wielkim uczuciem, pięknem tej chwili, a jednocześnie chciał już być tam – na
               Bałutach. Bo jego ciało dawało już znać o sobie. Był zmęczony tym odurzeniem,
               wielkimi emocjami. Paliło go również pragnienie, niemal umierał z potrzeby wy-
               picia szklanki zimnej wody sodowej. Poza tym był niecierpliwy. Tam, w getcie,
               miał tak dużo do zrobienia.
                  − Popędź tego swojego kasztana! – szturchnął laską woźnicę.
                  Woźnica obrócił się: − Nie mogę, panie Prezesie, łażą pod nogami! − wskazał
               biczem tłum.
                  − Rozkazuję − tym samym łagodnym tonem Prezes wydał polecenie.
                  Woźnica dopiero teraz zaczął strzelać z bicza w powietrzu, krzycząc straszliwym
               głosem. Ludzie rozbiegli się na wszystkie strony. Rumkowski musiał przytrzymywać
               się obiema rękami, ponieważ ulica była źle wybrukowana, więc mocno trzęsło.
                  Nagle koń uderzył o coś podkowami. Woźnica zatrzymał dorożkę i poderwał
               się z kozła. Zduszony okrzyk uniósł się ponad ulicą.
                  Na środku drogi leżał połamany biały wózek. Na jednej z jego oderwanych
               ścianek znajdował się wielki napis: „Lody”. Pomiędzy rozwalonymi częściami wózka
               i pod kołami dorożki leżał stos ksiąg w czarnych okładkach, niektóre z nich były
               otwarte, ukazując nagie stronice, część odwrócona do góry grzbietami, z białymi
               kartkami w błocie. Na tym stosie leżał mały Żyd i ostrożnie zbierał porozrzucane
               księgi, zamykał je, czyścił i całował, chowając koniuszek swojej długiej, cienkiej
               brody pomiędzy ich okładkami.
                  Woźnica zaczął straszliwie przeklinać. Pan Rumkowski, który stanął za nim,
               aby zobaczyć, co się stało, potrząsnął nim gniewnie: − Zamknij się! Jesteś ofermą,
               a nie woźnicą! – Ludzie wokół zgodnie pokiwali głowami i z szacunkiem czekali,
               aby zobaczyć, co Prezes teraz zrobi. Prezes postawił stopę na schodku dorożki.
               Podtrzymała go jakaś para rąk i już był na dole, pomiędzy tłumem. Tłum rozstę-
               pował się przed nim, a on zbliżał się do niewielkiego człowieka, który klęczał przy
               książkach: − Czy coś ci się stało?! – krzyknął tak głośno, jakby mały człowiek
               był całkiem głuchy. Gapiów wzruszyła troska Prezesa, więc przysunęli się bliżej,
               aby lepiej poczuć jego obecność. Człowieczek, jakby faktycznie był głuchy, nie
               odpowiedział ani nie przerwał pracy. – Ślepy ten woźnica, nie widzi gdzie jedzie!



         38    33   Ziemia Izraela.
   35   36   37   38   39   40   41   42   43   44   45