Page 39 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 39

na ile zdołacie znieść nową rzeczywistość? A jak już będzie wam bardzo źle, to
                  dokąd uciekniecie? Zobaczycie, że sami stworzycie sobie takie… takie statki ma-
                  rzeń i będziecie szukać na nich schronienia, zupełnie jak ja… − Mietek i Dziunia
                  roześmiali się na dźwięk jej dziwnych słów. Gdy była czymś bardzo przejęta, to
                  stawała się komicznie brzydka.
                     Nagle wokół nich zrobiło się bardzo cicho. Wózki i ludzie przesunęli się na bok
                  drogi. Środkiem ulicy lekko galopował koń. Za nim trzęsła się czarna, lakierowana
                  dorożka. Woźnica, potężny chłopak o czerwonej, szerokiej twarzy, trzymał bicz
                  nie nad koniem – lecz ponad głowami idących. Wołał, aby zrobić miejsce, i tym
                  krzykiem przeganiał ludzi na boki.
                     W środku dorożki siedział piękny mężczyzna z czupryną rozwianych, siwych
                  włosów, o zaciśniętych ustach i majestatycznym spojrzeniu spoza grubych szkieł
                  okularów. Miał na sobie szary, letni garnitur, a ręką podtrzymywał kapelusz,
                  który leżał na jego kolanach. Drugą ręką trzymał się boku roztrzęsionej dorożki.
                                                31
                     − Ave Caesar, morituri te salutant!  – wykrzyknął dowcipnie Mietek i podniósł
                  rękę w rzymskim pozdrowieniu.


                                                   *



                     Mordechaj Chaim Rumkowski czuł, jak serce trzepocze mu w piersiach. Po
                  lewej stronie szyi pulsowała tętnica. Zresztą nie tylko ona, wszystko w nim drżało
                  w tym samym niespokojnym rytmie – rytmie jego galopujących myśli, galopującej
                  krwi. Był spięty i rozemocjonowany. Rozpierała go duma i uniesienie, a zarazem
                  czuł słabość w całym ciele – tak wszystko przeżywał. Jechał objąć władzę nad
                  swoim królestwem. Jechał w czarnej, lakierowanej dorożce na spotkanie swojego
                  losu. Czuł wielkość chwili i ledwo starczało mu sił.
                     Słyszał pomruk tłumu. Widział spojrzenia… Spojrzenia oczu skierowanych ku
                  niemu ze wszystkich stron. Upajały go wyrazem poddaństwa. Przechodnie patrzyli
                  z dołu ku górze – ku niemu, który był na wysokości. Oni zaś byli na ziemi, nisko.
                  Przed Rumkowskim rozciągał się ocean twarzy. Wydawało mu się, że dorożka jedzie
                                                                    32
                  nie pomiędzy nimi, lecz ponad nimi, że unosi jak lekki faeton  ponad tysiącami
                  karków. Ponad głowami. Wydawało mu się także, że młotki wystukujące w nim
                  te pulsujące rytmy, wykuwają w sercu jak na kowadle potężne uczucie miłości
                  do jego Żydów. Obiecał sobie, że zrobi dla nich wszystko, co będzie w jego mocy.



                  31   Witaj Cezarze, idący na śmierć pozdrawiają cię! (łac.) – pozdrowienie, jakim mieli witać Cezara gla-
                     diatorzy przed wejściem na arenę.
                  32   Nazwa czterokołowego pojazdu ciągniętego przez jednego lub parę koni inspirowana  imieniem
                     Faetona, mitologicznego syna Heliosa, który otrzymał od ojca zgodę na powożenie rydwanem słońca.  37
   34   35   36   37   38   39   40   41   42   43   44