Page 261 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 261
Mordechaj Chaim Rumkowski siedział w wannie. Woda była ciepła, miękka,
obejmowała ciało jak płynna, lekka kołdra. Pod nią energicznie tarł i dręczył
skórę, jakby włosiem szczotki chciał wedrzeć się w jej głąb. Im czerwieńsza się
robiła, tym lepiej się czuł, z tym większą przyjemnością pojękiwał. Cóż to za
przyjemność trzymać w ręku perfumowany kawałek mydła! Było okrągłe jak
jajko i śliskie jak pierś młodej kobiety – a do tego takie czyste, wolne od wszel-
kiego brudu. Zapraszało wręcz, by wgryźć się w nie zębami, połknąć i poczuć,
jak wędruje kiszkami, krwiobiegiem, oczyszczając człowieka od środka. Tak, tu
w getcie mycie ciała stało się dla Mordechaja Chaima czymś w rodzaju bożej
posługi, zastępstwem modlitwy. Namydlanie się i szorowanie przypominało
czyszczenie duszy. Po każdej kąpieli czuł się lekki i czysty.
Szorując klatkę piersiową, przyglądał się sobie. Napiął mokre ramię i spraw-
dził, czy widać mięśnie. Zdawało mu się, że widać, powtórzył więc to samo
z drugim ramieniem. Skóra jego ciała, błyszcząca mydlaną wodą, w ogóle nie
wyglądała na osłabioną. Tylko drugi podbródek falował luźno. Pomacał brzuch
kołyszący się pośrodku wody i sterczący jak goła wyspa z fałdami wzniesień.
Lekko chwycił jedną z fałd jak kupiec koneser macający materiał, aby poznać
jego jakość. Rzeczywiście czuł w sobie siły młodzieniaszka. Od pewnego czasu
przyjmował zastrzyki, hormony i witaminy, ich działanie dawało już o sobie znać.
Miał pewność, że z biegiem czasu będzie młodniał. Widział już pierwsze oznaki.
Czyż nie pamiętał, jak na kilka lat przed wojną czuł się wyczerpany? Niczym stu-
procentowy starzec. Już nawet jak inni starcy przywykł do drzemki w środku dnia,
w tramwaju, przy stole, w czasie pracy. Uśmiechnął się do siebie. Przypomniał
sobie siarczysty policzek, który wymierzył olbrzymiemu policjantowi w ubiegłym
tygodniu, gdy ów nie zauważył go i nie zasalutował. Oczyma wyobraźni widział
wszystkie pięć palców na twardym policzku osoby, która była może ze trzy razy
młodsza od niego. A ręka nawet go nie zabolała. 259