Page 193 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 193

Wydawało się, że pobyt w getcie w szczególny sposób oddziaływał na nieżona-
                  tych synów Iciego Meira. Stali się romantyczni. Nie bacząc na to, że dokuczał
                  im głód i rzadko kiedy mogli zjeść dobry posiłek, że całymi dniami zajmowali się
                  sprawami swoich partii, znajdowali czas na miłość. Nie na taką zwykłą – lecz taką,
                  która prowadzi prosto do celu – do małżeństwa. Wiosną odbył się ślub Josiego,
                  a teraz – Motla, który wyszukał sobie „towarzyszkę z szeregów ruchu”, po czym
                  pewnego pięknego poranka zameldował rodzicom, że „idzie z nią mieszkać”.
                     Rodzice spojrzeli na niego jak na wariata.
                     – Co to znaczy – Icie Meir ściągnął brwi i popatrzył na syna, jakby chciał
                  sprawdzić, czy ten nie bredzi w gorączce – oboje nie macie pracy ani mieszka-
                  nia… Z czego będziecie żyć… Gdzie będziecie mieszkać?
                     Motl uśmiechnął się: – Nie martw się, tato. Jak będziemy razem głodować,
                  to będzie weselej. A mieszkanie to nic więcej niż przedwojenne przyzwyczajenie.
                  Znajdziemy jakiś kąt, moja w tym głowa.
                     Szejna Pesia od razu się zorientowała, że rzecz jest przesądzona, że już
                  nic nie da się zrobić. Czyż nie znała swojego Motla, największego uparciucha
                  ze wszystkich synów? A mimo to usiłowała coś wskórać: – A po co wam iść do
                  obcych kąta szukać? Nie masz domu? Ktoś cię wygania? Weź i postaw ściankę
                  w kuchni i mieszkaj do stu dwudziestu lat. – Jednak szybko ugryzła się w język,
                  widząc, że oszołomiona tą wielką nowiną już sama nie wie, co mówi. Zaraz więc
                  się poprawiła: – To znaczy, dopóki wojna się nie skończy.
                     Motl kategorycznie pokręcił głową: – Chcę iść na swoje.
                     – To nie na moją głowę – Icie Meir przyłożył palec do skroni i nagle poczuł
                  się bardzo zmęczony. Wyszedł, aby położyć się do łóżka.
                     Problem z Icie Meirem był taki, że czuł się coraz bardziej zmęczony, a przy-
                  czyną tego według Szejny Pesi były krupy, które jedzono codziennie na obiad.   191
   188   189   190   191   192   193   194   195   196   197   198