Page 165 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 165
Poszukiwanie pracy przez Symchę Bunima Berkowicza nie zostało uwieńczo-
ne sukcesem. Całe dnie wystawał we wszystkich możliwych urzędach, a gdy
udawało mu się już gdzieś dobić, rozmowa z urzędnikiem kończyła się na
wysłuchaniu i żądaniu złożenia „podania”. W getcie wszystko zaczynało się od
„podań”.
„Podania” Berkowicza wychodziły zawsze dłuższe niż trzeba. Czy to ze wzglę-
du na literacką żyłkę, czy intencję, aby możliwie najlepiej, ze szczegółami,
wyjaśnić czytelnikowi swoje położenie i przyspieszyć pomoc. W każdym razie
obcy urzędnicy otrzymywali od niego nie „podania”, ale długie listy, w których
wyraziście, poetycko-literackim językiem opisywał głód, jaki cierpiał z Miriam
i trzyletnią córeczką Blimele. Podkreślał też w prośbie, że jest żydowskim pisarzem,
człowiekiem twórczym – a to zobowiązuje gminę do specjalnej opieki nad nim.
Dowodził też, że jego mieszkanie znajduje się zbyt blisko klozetów i przy okazji
wyrażał życzenie otrzymania lepszego lokum. Okraszał to wszystko wieloma
głębokimi, uczonymi wersetami, odnoszącymi się do sytuacji Żydów w ogóle, jego zaś
w szczególności. I kończył życzeniami dobrego zdrowia skierowanymi do urzędnika,
do którego adresował list, a także nadzieją na pozytywny i szybki efekt prośby.
Za każdym razem, gdy kończył pisanie takiego „podania”, natychmiast miał
ochotę je podrzeć. Czuł się tak, jakby obnażał się na środku ulicy. Nie miał odwagi
przeczytać napisanego tekstu, siedział tylko nad nim i długo gryzł ołówek, by
w końcu pospiesznie i z pogardą wobec siebie zapakować list do dużej koperty
i natychmiast go zanieść do adresata.
Z czasem wypracował lepszy styl redagowania próśb. Pisał mniej, jaśniej
i zwięźlej wyrażał istotę swojego wniosku – żywiąc nadzieję, że może właśnie
ta zwięzłość i klarowność stylu sprawi, że list zostanie przeczytany i wywoła
zainteresowanie losem autora. 163