Page 217 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 217

jednego pisarza – tego, który jest najbliższy waszym sercom, ponieważ uważam,
             że zrozumienie jednego pisarza da wam klucz do całej literatury światowej. I to
             był mój cel. Dać wam ten klucz. Byłam w stanie wybaczyć wszystkie wasze braki
             i słabości w zasobie wiedzy, abyście tylko pokazały mi, w jaki sposób wasze serce
             i rozum pracują w momencie spotkania z artystą i jego dziełem. Dlatego temat
             ten brzmiał tak dziecinnie i naiwnie: „Pisarz najbliższy memu sercu”. Właśnie
             taki wybrałam, ponieważ chciałam, aby wasz wywód był subiektywny. – Panna
             Diamant zwilżyła wargi. – Ponieważ uważam, że sztukę możemy pojmować jedynie
             subiektywnie i tylko w taki sposób ona oddziaływa. Cóż się okazało? Większość
             z was wybrała pisarza, którego po prostu najlepiej się wyuczyła. Sądzę, że był
             to ten, na temat którego dysponowałyście najlepszymi informacjami. I nawet
             tam, gdzie wydawało mi się, że uczennica rozumie, czego oczekuję, analiza
             zajmowała jedynie parę linijek, w najlepszym wypadku niewielką część pracy,
             choć powinno być dokładnie na odwrót. – W tym momencie nauczycielka zdję-
             ła dłonie ze sterty zeszytów. – To wszystko – podsumowała i już była gotowa
             otworzyć pierwszy z zeszytów, gdy przypomniała sobie: – Tak. Jeszcze kuriozum.
             Całkiem dziwna praca wpadła w moje ręce. – Uniosła okulary i błądziła oczami
             między ławkami: – Panna Ejbuszyc! – W głębi sali, w ostatniej ławce zerwała
             się z miejsca dziewczyna. – Ze wszystkich pisarzy, o których uczyliśmy się, moje
             dziecko, ty właśnie wybrałaś jednego – szczupłymi, kościstymi palcami zaczęła
             przeszukiwać poukładane zeszyty, aż znalazła ten Racheli Ejbuszyc i podsta-
             wiając go sobie niemal pod nos, zaczęła powoli wertować. – Icchak Lejbusz
             Perec – wysylabizowała.
                – To jest pisarz najbliższy memu sercu – padła odpowiedź z głębi klasy.
                – Nie czytaliśmy go, panno Ejbuszyc.
                – Powiedziała pani, że właśnie nie musimy pisać o tych, których omawialiśmy
             na lekcjach.
                – Miałam na myśli kogoś, kto jest powszechnie znany w literaturze światowej.
             Powiedzmy Tołstoja czy Goethego. Ale czemu ty piszesz o… – tu nauczycielka znów
             uniosła zeszyt Racheli Ejbuszyc – o Perecu, pozostaje dla mnie zagadką… Jeśli
             pisarz, o którym tu mówisz, istnieje, jak to się stało, że świat o nim nie słyszał?
             Piszesz, że jest twórcą nowoczesnej literatury jidysz. Podstawowe pytanie brzmi,
             czy taki żargon może mieć w ogóle literaturę i czy lud, który żyje w odizolowaniu
             niczym w klatce, może być nowoczesny i posiadać nowoczesną literaturę?
                – Uważam… – dziewczyna z ostatniej ławki poprawiła rozwichrzone włosy –
             uważam… – już była gotowa przedstawić nauczycielce swój pogląd, ale panna
             Diamant powstrzymała ją ruchem swej szczupłej, kościstej dłoni.
                – O, tu dajesz taką frazę – uniosła okulary na czoło i zaczęła powoli czytać
             z zeszytu. – Piszesz: „Mistyka i poetyka jego «Opowiadań ludowych» pozwoliła mi
             zajrzeć w głąb duszy mego narodu i niczym przez czarodziejskie szkiełko zobaczyć
             jego przeszłość oraz przyszłość w krystalicznym świetle piękna i poświęcenia”.
             Nawet gdyby ta fraza nie była tak patetyczna, nie byłabym w stanie ocenić, czy   215
   212   213   214   215   216   217   218   219   220   221   222