Page 162 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 162

Adam idąc, także zdjął płaszcz i przerzucił go przez ramię. Uniósł głowę.
           Okna domów tryskały igrającymi promieniami słonecznymi. Kawałek nieba nad
           ulicą, ponad mgłą dymów wiecznie unoszących się z kominów fabrycznych, był
           niemal czysty. Białe obłoczki niczym kłębuszki puszystej wełny wplątywały się
           i dryfowały przez sieć szarych dymów wiszącą nad dachami. Pan Adam poczuł
           przypływ tęsknoty za polami i lasem. Znów zaczął liczyć tygodnie do wakacji.
           Pragnął zacząć je wcześniej, dużo wcześniej, niż planował.
             Witryny sklepów przy ulicy Piotrkowskiej, przed którymi w zimie rzadko kto
           się zatrzymywał, teraz były oblężone przez uczennice obładowane ciężkimi
           teczkami. Wyszły właśnie ze szkoły i nie chciało im się wracać do domów. „Życie
           jest tak piękne!” – mruczał do siebie Adam, obserwując rozgadane, roześmiane
           młode dziewczyny. Nagle przypomniał mu się Mietek. Miał gorzkie przeczucie,
           że Mietek nie zda matury. Odsunął od siebie myśl o synu. Światło odbijało się
           w bulgoczącej, wartko płynącej wodzie w rynsztoku. „Życie może być takie pięk-
           ne!” – mruczał do siebie.
             Spostrzegł, że znalazł się przed wysoko sklepioną bramą kina. Zatrzymał się
           i zaczął oglądać plakaty w witrynach. Adolf Dymsza  uśmiechał się do niego
                                                       15
           błazeńsko. Adam przesunął się w stronę kasy i już miał kupić bilet, gdy nagle
           z drugiej strony bramy zobaczył niemal wyskakującą z plakatu sylwetkę damy
           otulonej w płaszcz. Sposób osłonięcia się tym płaszczem dawał do zrozumienia,
           że nie ma pod nim nic więcej. Zwracała się do niego z zapraszającym gestem,
           schował więc z powrotem portfel do kieszeni.



                                            *


             Była już noc, gdy Adam zbliżył się do drzwi swego pałacu. Nad nim – wysoko,
           wysoko, niczym medalion na szyi potężnej Murzynki – srebrzył się księżyc. Rozen-
           berg popatrzył na niego zaspanymi, zmęczonymi oczami. Zanim zdążył otworzyć
           drzwi, już usłyszał za nimi radosne drapanie. Stęskniony przypadł do psa.
             – Sunia, Sunia – obejmował ciepłą i gładką szyję psa. Głaskał długie, ak-
           samitne uszy i pozwolił się polizać po twarzy i ręce. Suka zrzuciła mu łapą
           kapelusz, po czym szczęśliwa lizała go po łysinie i uszach. W końcu delikatnie
           odsunął ją: – Masz, przyniosłem ci coś! – szepnął i z miłością poklepał ją po
           karku. Suka przeżuwała ostrymi zębami swoje ukochane słodycze. – Już wkrótce
           będzie lato, Suniu – mówił do niej pan Adam. – Będziemy jeździć do puszczy,
           aby polować na ptaszki, jelonki i zające…



    160    15   Adolf Dymsza (1900–1975) – polski aktor kabaretowy i filmowy.
   157   158   159   160   161   162   163   164   165   166   167