Page 115 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 115

– I tak zaczyna się historia waszej rodziny w Łodzi?
                – Tak jest, panie Cukerman, wtedy się wszystko zaczęło. W suterenie. Wuj
             Henech – widział pan jego piekarnię od frontu? – wziął do siebie tatę i mamę
             z moim najstarszym bratem Srulikiem. Proszę zaczekać, pokażę panu zdjęcie
             wuja. – Szolem szybko przewrócił kilka stronic w albumie, zatrzymując się
             przy fotografii szczupłego, wysokiego mężczyzny o spiczastej brodzie i na wpół
             przymkniętych oczach za ciężkimi okularami w grubych oprawkach. Obok nie-
             go stała niska kobieta o ptasiej twarzy i małych, zaciśniętych ustach. Na jej
             długiej spódnicy wisiał wielki łańcuch sięgający kolan. – To oni! – wykrzyknął
             chłopiec. – Wuj Henech niemal nie widzi. Na ulicy nazywają go „Ślepy Henech”,
             a ciotka Perl mówi na niego „Ślep”. W kieszeni kamizelki zawsze ma „cebulę”,
             ale żeby zobaczyć, która jest godzina, musi przesunąć okulary na czoło i pod-
             nieść zegarek do prawego oka. Kiedy podają mu filiżankę kawy, szuka jej brzegu
             i łyżeczki. Jednak gdy ciotka chce się upewnić, czy nie wciśnięto jej fałszywych
             pieniędzy, zawsze idzie do niego po pomoc, bo on ma głowę na karku! Proszę
             mi wierzyć. Nie mówię tego, bo jest moim wujem. Każdy przychodzi do niego po
             radę: chłopcy od koni, szachraje, handlarze, rybacy. Przychodzą też tylko po to,
             aby sobie po prostu pogadać. Bo on lubi mówić. To człowiek do rany przyłóż. Ale
             za to moja ciotka Perl, oby tak żyła w zdrowiu, jest dokładnie jego przeciwień-
             stwem. Widzi pan, proszę spojrzeć, jak on jest wysoki, tak ona maleńka, jak on
             jest gadatliwy, tak ona mrukliwa. Wuj Henech lubi dzieci. Niemal wychowałem
             się na jego rękach. A ona nie może patrzeć na bachory. Wuj ma lekką rękę, gdy
             tylko zgromadzi kilka groszy, od razu je rozda. A ona nie daje jałmużny. A jeśli już
             ofiaruje komuś kawałek chleba z piekarni, to oczywiście tylko stary. Pewnie pan
             myśli, że ona trzyma go pod pantoflem? Można tak myśleć. Ale wuj mimo swojej
             ślepoty potrafi ją nieźle przechytrzyć. Dla przykładu – wuj lubi wódkę i zawsze
             ma w domu flaszeczkę. Gdy przychodzi któryś z sąsiadów, zaraz flaszka pojawia
             się na stole. Ciotka Perl może sobie przewracać dom do góry nogami, a i tak
             nigdy jej nie znajdzie…
                Szolem oblizał suche, czerwone wargi i dotknął ręką ust. Był tak zajęty opo-
             wiadaniem, że zapomniał o Samuelu i o wszystkim dookoła.
                – Jak się tu wprowadzili – kontynuował – jeszcze nie było mnie na świecie.
             Mama zaczęła robić peruki, a tata zajął się pracą na swoim. Natychmiast poje-
             chał do pabianickiego rebego po błogosławieństwo , aby mu szczęście dopisało
                                                       44
             w tym wielkim przedsięwzięciu. Pabianicki rebe był z nim spokrewniony. Nie miał
             uczonych chasydów, ale miał, jak to się mówi, „ślepych” chasydów , ale tata
                                                                      45
             bardzo go cenił. Wysłuchawszy prośby ojca, cadyk rzekł: „Mam dla ciebie radę,


             44   W okresie międzywojennym rabinem Pabianic był Menachem Mendel Alter, rodzony brat cadyka
                z Góry Kalwarii, ale w mieście było wielu chasydów, zwolenników różnych dworów.

             45   Ślepi chasydzi – tu w znaczeniu „naiwni”.                        113
   110   111   112   113   114   115   116   117   118   119   120