Page 117 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 117

mi się, że znam Końskowolę jak własną kieszeń. Wtedy mama przywiozła ze
             sobą sadzonkę drzewa wiśniowego, którą dostała od znajomego sadownika.
             Zanim jeszcze zdążyła się rozebrać po podróży, złapała wuja Henecha i ojca, po
             czym zmusiła ich, aby poszli z nią na podwórko wyszukać dobre miejsce dla tej
             sadzonki. Wszyscy się z niej śmiali. Jakim cudem wiśnia przyjmie się na naszym
             podwórku? Na podwórku pełnym łobuzów i chłopaków z ferajny? A poza tym,
             czy drzewo z Końskowoli będzie rosło na Bałutach? Ale ona nic sobie nie robiła
             z ich gadania. „Ja już o nie zadbam”, powiedziała. Wybrała kącik obok „pałacyku”
             właściciela i posadziła drzewko. I co pan o tym myśli? Powinien je pan obejrzeć.
             Latem opalają się pod nim dziewczyny, a i starsze kobiety rozkładają się w jego
             cieniu. Zaczęto nawet dbać o trawę wokół niego i teraz to miejsce nazywa się
             „ogrodem”. Taka jest właśnie moja mama, panie Cukerman. Jak to się mówi, ma
             żelazny charakter. Proszę mi wierzyć, mówię to nie dlatego, że jest moją matką.
                – Świetna mama – zgodził się Samuel.
                Ale Szolem zapragnął opowiedzieć jeszcze o swoim ukochanym wuju Henechu.
                – Wie pan, panie Cukerman – wrócił do zdjęcia ślepego Henecha. – Ten wuj
             wszystkie swoje dobre uczynki robi w wielkim sekrecie, aby nie dowiedziała się
             o nich ciotka Perl. Na przykład w czasie Purim  wuj działa jak prawdziwy konspi-
                                                   46
             rator. Mam na myśli tradycję szelachmones . Bierze kilka bochenków, zapieka
                                                  47
             w nich papierowe pieniądze i posyła swoim krewnym za moim pośrednictwem.
             Mówi przy tym do mnie, mrugając: „Szolemie, powiesz cioci Frejdzie, aby ostroż-
             nie kroiła chleb”. Wujek zawsze ma przy sobie jakieś drobne, aby rozdawać je
             czeladnikom, albo po prostu, aby dawać jałmużnę. Trzyma te grosze w mankiecie
             rękawa podwiniętego aż za łokieć. Czasami żartuję z niego, mówiąc: „Wujku,
             twoja koszula jest warta wiele pieniędzy”. Tak, mimo swojej ślepoty wuj ciągle
             lubi naprawiać zepsute zamki albo prostuje gwoździe, które trzyma w garnku.
             A gdy już zupełnie nie ma co robić, staje koło pompy i ostrzy noże. Kiedyś krę-
             ciłem korbą dla niego. Mój wuj nigdy nie odpoczywa na krześle. Odwraca sobie
             wiadro na węgiel do góry dnem i siada, a na drugim wiadrze opiera nogę i skubie
             swoje odciski. Zawsze latem wielką sklejką odganiałem muchy od jego stóp.
             Muchy lubiły zwłaszcza jego palce… A gdy wuj jest już bardzo zmęczony nocnym
             ugniataniem ciasta lub wsuwaniem chlebów do pieca, rozkłada sobie posłanie
             na podłodze piekarni, kładzie pół worka mąki pod głowę i chrapie. A jeśli jest
             sam w domu i boi się złodziei, wyciąga się na progu, w drzwiach. Wówczas nikt,
             nawet w samych skarpetkach, nie dostanie się do piekarni, bo wuj go usłyszy.



             46   Purim – radosne święto żydowskie upamiętniające ocalenie Żydów od zagłady za czasów panowa-
                nia króla Aswerusa, obchodzone jak karnawał, podczas którego Żydzi przebierają się, radują, speł-
                niają dobre uczynki.
             47   Szelachmones – prezenty z okazji święta Purim, zwłaszcza słodkie wypieki lub napoje, które Żydzi
                przesyłają sobie nawzajem.                                         115
   112   113   114   115   116   117   118   119   120   121   122