Page 119 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 119

później chciałem zrobić sobie nowe sanki, więc powiedziałem to wujowi. Na to
             wuj, że na strychu ma stare płozy, na których kiedyś woził mąkę. „Idź na górę”
             – mówi do mnie. „Weź sobie te płozy i zrób nowe sanki”. Wchodzę na strych, aby
             je zabrać, i znajduję kasetkę ze sztabkami złota. Złodzieje zgubili ją w czasie
             ucieczki. Okazało się jednak, że wuj nie może jej otworzyć, więc posłał mnie po
             Kulawego Króla. I tutaj właśnie chcę panu o nim opowiedzieć, panie Cukerman.
             Prowadził on szkołę dla złodziei u siebie w domu, w drugiej oficynie, a ja wpad-
             łem do niego akurat w samym środku lekcji. Jak tylko mnie zobaczył, oko mu
             zabłysło. Wskazał mi miejsce obok siebie i kontynuował „wykład”. Wtedy właśnie
             omawiał ze swoimi studentami bardzo ważny problem: co robić, gdy idzie się
             okraść dom i w tym celu należy otworzyć drzwi, w których dziurce od wewnątrz
             jest umieszczony klucz? Kulawy Król zaraz udzielił swoim uczniom porady, ale
             nie była to taka sobie zwyczajna porada, gdyż przygotował kawałek drzwi z zam-
             kiem, by urządzić pokaz. A więc – wpycha się drut do dziurki w zamku i najpierw
             przekręca się nim klucz, a następnie, już będąc w środku, tym samym kluczem
             zamyka się drzwi. Gdy to zademonstrował, to aż otworzyłem usta ze zdumienia.
             Słyszy pan? Bo zrobił to tak zgrabnie i sprytnie! Po lekcji podszedł, uszczypnął
             mnie w policzek i zapytał, jak mi się podobają jego sztuczki. Powiedziałem mu,
             po co przyszedłem. Usłyszawszy, że wuj Henech czeka na niego, natychmiast
             złapał swoje narzędzia i zszedł ze mną do piekarni. Wziął drucik, przekręcił go
             w kasetce, po czym wieczko otworzyło się jakby nigdy nic. Oto Kulawy Król, panie
             Cukerman. No to teraz już pan wie, w jakim towarzystwie się wychowywałem.
                Samuel nie żałował go. Przysłuchiwał się słowom Szolema z dziwnym, zachłan-
             nym zaciekawieniem. Oczywiście czytał i słyszał o podobnych typach, ale wydawali
             mu się o wiele okropniejsi i bardziej odrażający niż teraz, gdy słuchał o nich z ust
             tego chłopca. Coś pociągającego i kuszącego było w surowości takiego życia.
                – I kto jeszcze przychodził do pańskiego wuja?
                Szolem zmrużył oczy:
                – Podoba się panu ta kompania?
                – Ciekawi mnie.
                – Tak, słuchanie o tym może być ciekawe, ale nie życie tutaj. Widzi pan, proszę
             spojrzeć. To Rudolf Walentino . Nazywają go tak, ponieważ jest przystojnym
                                       48
             mężczyzną. Jest księciem wszystkich chłopaków z półświatka. W oficynie pod
             lokalem Kulawego Króla mieszka Fajwisz Konował, który leczy konie, a Rudolf
             Walentino to jego wychowanek. Z zawodu jest furmanem, wozi mięso w furgonie
             z blaszanym dachem, a na naszym podwórku ma własną stajnię. Jest tu kilka
             stajni, do których schodzą się wszyscy chłopcy z ferajny. Podnoszą tam ciężary
             i próbują swych sił. Panie Cukerman, to im zawdzięczam silną rękę. Jak byłem



             48   Przydomek inspirowany postacią Rudolfa Valentino (1895–1926) –  najbardziej znanego amanta
                kina okresu niemego.                                               117
   114   115   116   117   118   119   120   121   122   123   124