Page 94 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 94

Zasnął głębokim, mocnym snem. Nawet para bocianów na dachu, Mendl
           i Gnendl, jak nazywały je jego dzieci, nie obudziły go swoim klekotem. Przeciw-
           nie – chrapanie Josela, które jak grzmoty docierało do bocianów przez otwór
           komina, splotło się z rytmem ich dźwięków w coś w rodzaju swobodnej, spokojnej
           melodii. Ta z kolei komponowała się z pochrapywaniem i klekotem dochodzą-
           cym z sąsiedzkich domostw i lekko, łagodnie unosiła się do nieba – dając znać
           Rebojne szel Ojlem, że Bociany śpią teraz szabasowym, poczulentowym snem
           tak, jak on, Stwórca Świata, nakazał.
              Między śpiącymi chałupami kręciły się małe łobuziaki i w końcu pozwalały
           sobie trochę poszaleć. Tych kilka godzin, których nie spędzało się pod okiem
           dorosłych, poświęcało się na wygłupy i zabawy, które w ciągu tygodnia nie były
           możliwe. Ale nawet grając w palanta czy bijąc się – Żydzi przeciw Kanaanejczy-
           kom  – piszczało się stłumionym głosem, ściśniętymi ustami, żeby nie wydać
              63
           z siebie zbyt głośnego okrzyku czy śmiechu i nie obudzić śpiących chałup, a sobie
           samemu nie przeszkodzić w zabawie.
              Dzieci Josela zachowywały się jeszcze ciszej i ostrożniej niż inne. Po pierwsze,
           nie licząc Herszelego, były to same dziewczynki. Po drugie, nie uważały się za
           dzieci od czasu, kiedy obudził się w nich rozum. Nie ciągnęły ich dziecięce zabawy.
           Dziewczynki siedziały na progu domu, zawinięte w szmaty i chustki, mniejsze na
           kolanach większych, i opowiadały sobie historyjki zasłyszane od kobiet na ulicy.
           Jedyną zabawą, w którą lubiły się bawić, były hacele .
                                                      64
              Herszele zaś, ich brat, też nie oddalał się zbytnio od chałupy. Siedział
           naprzeciwko, na kamieniu, skurczony. Otwarta książka lekko trzęsła się na
           jego drżących kolanach, którymi uderzał o siebie, żeby się rozgrzać. Trochę
           czytał, a trochę przyglądał się bocianom, Mendlowi i Gnendli, posłańcom do-
           brych wiadomości, które tego roku nieco spóźniały się z odlotem na południe.
           Serce kazało mu wspiąć się na dach, był ciekaw piskląt w gnieździe , ale ojciec
                                                                  65
           tego surowo zabronił. Herszele, zupełnie jak jego siostry, bał się ojca bardziej
           niż samego Boga. Dzieci nie miały wątpliwości, że co prawda ojciec śpi swoim
           sobotnim snem, ale wie dokładnie, gdzie są i co porabiają w tej chwili na dwo-
           rze. Sama myśl, że mógłby złamać zakaz, sprawiła, że Herszele spuścił wzrok
           z bocianów i z powrotem zakopał nos w maleńkich literach księgi. I nie gapił
           się jedynie w druk – tylko wytrwale studiował. Lubił to. Książka była najlepszą
           kryjówką przed światem; kryjówką, za którą nie groziła kara. I chociaż koledzy



           63   Kananejczycy byli wrogami Izraelitów. Według Biblii Bóg nakazał wracającym z niewoli egipskiej
             Izraelitom wyniszczenie Kananejczyków i podbicie ich ziem.
           64   Hacele – gra towarzyska, popularna wśród dzieci i młodzieży, która polegała na podrzucaniu kamy-
             ków lub kostek i łapaniu ich w wymyślny sposób.
           65   Nieścisłość autorki, scena odbywa się jesienią, o tej porze roku nie ma piskląt w bocianich gniaz-
     94      dach.
   89   90   91   92   93   94   95   96   97   98   99