Page 374 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 374

– Dlatego chcesz jechać do Łodzi, by tam pracować w fabryce? To jest ten
           twój odpoczynek? – zakpiła z niego. – Nie mieć żadnego życia, tak? – Chciał
           jej odpowiedzieć, ale nie dała mu dojść do słowa. – Ja, widzisz – wykrzyknęła –
           oddam ci to wielkie szczęście! Chcę zostać służącą. Będę dobrą służącą, uwierz
           mi. Potrafię udusić mięso i upiec je. Potrafię przygotować czulent, japcok z ku-
           glem. Umiem przygotować siekaną wątróbkę, galaretę, bób, cymes z marchwi.
           Potrafię tak wyszorować podłogę, że aż lśni zupełnie jak nowa. Możesz zapytać
           służącą felczerowej, oby ją pokręciło, jak czyste są u mnie garnki. I nic więcej,
           powiadasz, nie ma Łodzi, tylko te fabryki?
             – Jasne, że jest więcej – odpowiedział spokojnie. – To ogromne miasto,
           a w nim tysiące ludzi.
             – To może ktoś potrzebuje też służącej.
             – Jasne, właściciele fabryk potrzebują służby domowej.
             – To kiedy jedziesz? – ponownie wykazała zainteresowanie.
             – Na razie nie jadę. Nająłem się tutaj. Pomagam we młynie. Uczę chłopców
           reb Fajwela. Dostaję parę kilogramów mąki miesięcznie dla rodziny, tutaj również
           nie głoduję.
             – Dopiero co przecież powiedziałeś, że chcesz jechać! – Jak mogła się
           z nim dogadać i pojąć to wszystko, kiedy raz mówił jedno, a za chwilę zupełnie
           coś odwrotnego? Coraz mniej się jej podobał, ot taki rozpieszczony chłopczyk.
           Dokładnie taki sam obibok jak inni chłopcy.
             – Powiedziałem, że czasami chciałbym… – Jankew próbował jej wytłumaczyć.
           – Ale teraz się już nająłem.
             – I co z tego? Nie możesz uciec? Co ty jesteś, koń czy fura? Konia i furę się
           wynajmuje. A do kiedy tak się nająłeś?
             – Zależy do reb Fajwela.
             – A od ciebie ani trochę?
             – Nie, mnie tu jest dobrze.
             Skrzywiła się. Dopiero co mówił, że czasami chce mu się stąd wyjechać,
           a teraz mówi, że mu tu dobrze.
             – A czemu ci jest tak dobrze? – zapytała z ironią.
             – Jest mi… i chłopcy reb Fajwela, Abraszka… Słyszałaś, jak płakał, gdy po-
           szedłem z tobą? Nie mogę go zostawić ot tak sobie.
             – Dlaczego nie?
             – Lubię tego małego.  Jestem z nim związany, jakby był moim braciszkiem.
             – Ale nie jest, to czemu jesteś do niego przywiązany? A nawet, jak się ma
           prawdziwego brata, nie trzeba wcale być przywiązanym. Ja do nikogo nie jestem
           przywiązana! – zawołała z gorzką dumą.
             – Nawet do twojego ojca? – Wzruszyła ramionami, a on ostrożnie zapytał: –
           Co jest, nie kochasz ojca?
             – Kto mówi, że nie kocham? Ale mogę wyjechać od niego, gdzie pieprz rośnie.
    374    Może jestem przywiązana do Mendla i Gnendli, ale od nich też mogę wyjechać.
   369   370   371   372   373   374   375   376   377   378   379