Page 317 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 317

1

             W posiadłości Fajwela Młynarza czuł się Jankew, syn Hindy Wdowy, jak ptak
             wypuszczony z klatki na wiosenne przestrzenie – chociaż na świecie miało się
             właśnie ku zimie. Życie nabrało nowego smaku, zapachu, poza tym Jankewa
             przestawała zaskakiwać jego własna lekkość umysłu. Lubił reb Fajwela i jego
             wysoką, silną żonę Długą Cyrelę. Nawet gdy pokrzykiwali, kłócąc się, też ich
             lubił, podobnie jak ich dzieci. Sympatią obdarzał również mamkę i jej męża,
             nazywanego gospodarzem, parobków oraz konie, krowy, psy i koty. Wszystko
             dookoła było mu równie drogie, wobec wszystkiego i wszystkich czuł wdzięczność.
             To właśnie ona oraz radość odbijały się na jego twarzy, można je było wyczuć
             w każdej wykonywanej przez niego czynności. Było mu zatem łatwo podbić ten
             nowy świat, który go otaczał, oraz serca tych, którzy go zamieszkiwali. Czuł się
             komfortowo, w zgodzie ze sobą i Stwórcą. Tak, tutaj się z nim pogodził – mimo
             wszelkich pretensji i krytyki. Szomajim iz ejsz un majim  – powtarzał sobie
                                                              1
             pierwszą prawdę, która obudziła się w nim wtedy, gdy słuchał w szkole słów
             starego reb Sendera. „Ziemia i niebo pasują do siebie jak garnek i pokrywka!”
                Reb Fajwel Młynarz, jego pracodawca, był człowiekiem niewysokim, ale krępej,
             masywnej budowy, pełnym energii. Miał okrągłą, zwartą, umięśnioną, opaloną
             twarz, pokrytą siecią zmarszczek na czole i wokół oczu, spojrzenie – żywe,
             niespokojne, źrenice czarne jak węgiel, podobnie jak brodę. Każdy jego ruch
             świadczył o niepokoju, który go roznosił, jakby sprężona siła w jego zwartym,
             silnym ciele nieustannie szukała sposobności, aby eksplodować. To również
             wszystkich wokół niego czyniło niespokojnymi. Nie mógł długo wytrzymać bez



             1    (jid.) – Niebiosa są ogniem i wodą.                              317
   312   313   314   315   316   317   318   319   320   321   322