Page 81 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. "Bałucki słownik 2"
P. 81
KOMENTARZ PROF. MARKA CYBULSKIEGO
językowym, co miałem okazję obserwować u rówieśników – sąsiadów
z „podwyrka” i uczniów w szkole podstawowej. Było tam dużo dzieci
z rodzin świeżo przybyłych ze wsi (na wakacje jeździły na ogół „do
babci na wieś”), dużo też „bałuciarzy” z dziada (ale już niekoniecznie
pradziada), trafił się kolega o nazwisku znanym jako kresowe
i arystokratyczne. Jak dzieci mówiły, jeszcze trochę pamiętam.
Podczas sprawdzania listy obecności odpowiadały często jezdem,
niektóre na lekcji rachunków liczyły dziewińć, dziesińć itd., usłyszałem
kiedyś od kolegi, że jestem obuz, za co go zresztą wyśmiałem. Połączenie
łu (łó) nie było lubiane: miasto nasze oczywiście nazywano Uć , wymowa
6
gupi była jedyna (i pisownia też: na płotach powszechne „Zośka jest
gupia” itp.) , o domu mówiło się chałpa. Ale aby zamiast tylko słyszało się
7
u jednej tylko dziewczynki. Tak było w szkole podstawowej, bo już koledzy
z bałuckiej szkoły średniej nie pozostawili w mojej pamięci żadnych
osobliwości językowych, może poza jedną: kiedyś polonistka przyjęła
z wyraźną ironią odkrycie pewnego „bałuciarza”, że „Konrad był więcej
romantyk”. A poza tym koledzy z liceum albo mówili poprawnie – albo
po prostu tak jak ja.