Page 35 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" Arnold Mostowicz
P. 35

Nie mógł uwierzyć, bo prawda o tych czasach, o sprawach, których
                  jest, choć coraz trudniej przychodziło mu zdawać sobie z tego sprawę,
                  uczestnikiem, zaginęła w niepamięci. To dobre dla losu jednostki.
                    Powtórka z historii. To wszystko już wiele razy się zdarzyło. Uczył się
                  tego sumiennie w szkole i nie przypuszczał, że tamte lekcje przyjdzie mu
                  przeżyć w rzeczywistości. Wypędzano jego przodków z Izraela i Judei,
                  wypędzano z Hiszpanii, Flandrii, Szampanii, z miast niemieckich i wło-
                  skich, z Kiszyniowa i Anatewki. Zmieniali się wypędzający, nie zmieniali
                  się wypędzani. Nie zmieniły się rozpacz i osłupienie w czarnych oczach,
                  niegdyś ostatnim spojrzeniem zwróconych w stronę palącej się Jerozo-
                  limy, pałaców Kordoby, wąskich domów Spiry czy Wormacji, drewnianych
                  chałup miasteczek ukraińskich, a dzisiaj w stronę czarnych, ponurych,
                  odrapanych czynszowych kamienic Łodzi, gdzie wypędzani pozostawiali
                  cały dobytek swego życia i ułamek swojej ojczyzny .
                                                         2
                    Znajdował się z tyłu, za ostatnimi maruderami otoczonej żandarmami
                  ciżby ludzi. Tuż przy chodniku, tam gdzie tłum był rzadszy, niby somnam-
                  bulik kroczył siwy, wysoki mężczyzna. Co było najdziwniejsze, obydwiema
                  rękoma przyciskał do piersi – tak, tak – doniczkę z pięknym fikusem. Obok
                  niego drobne kroczki stawiała jego żona, podtrzymując mu ramiona, jak
                  gdyby chciała dopomóc mężowi w doniesieniu do celu świętej relikwii.
                  Kobieta miała narzucone na siebie dwa płaszcze, na głowie kapelusz
                  męża. Nietrudno było się domyślić, co się działo wcześniej. Niemcy, jak
                  zwykle miotając się i wrzeszcząc, weszli do mieszkania i kazali pod groźbą
                  rozstrzelania opuścić je w ciągu dziesięciu minut. Dziesięć minut.



                  2   Pierwsze wysiedlenia Żydów z mieszkań w Łodzi miały miejsce już w grudniu 1939 r. Po wydaniu
                    8 lutego 1940 r. przez prezydenta policji Johannesa Schaefera zarządzenia o utworzeniu dzielnicy
                    mieszkaniowej dla Żydów, wysiedlenie z pozostałych części miasta przybrało formy zorganizowane
                    i odbywało się zgodnie z ogłaszanymi przez władze niemieckie tygodniowymi planami. Dziennie
                    miano przeprowadzać 6 grup po 300 osób, rozpoczynając od południowej części miasta, a więc
                    Chojen i okolic Górnego Rynku. Po chwilowej przerwie w dniach 24-28 lutego  1940 r. przesiedlenie
                    przybrało coraz brutalniejsze formy łapanek i przymusowego wyciągania z mieszkań. Największa akcja
                    miała miejsce 6 marca, kiedy to z ulicy Piotrkowskiej siłą wypędzano mieszkańców, dopuszczając się
                    nawet zabijania opornych. Liczba ofiar tego dnia, który nazwano potem „krwawym czwartkiem”,
                    jest nieznana. W literaturze podaje się od 200 do 1500 osób. Por.  Dokumenty i materiały
                    do dziejów okupacji niemieckiej w Polsce, t. III,   Getto Łódzkie, cz. 1, oprac. A. Eisenbach,
                    Warszawa–Łódź–Kraków 1946, s. 35-49; I.(H.) Rubin, Żydzi w Łodzi pod niemiecką okupacją
                    1939-1945, Londyn 1933, s. 192-195.
                                                                         33






         Mostowicz_zgck_-010214_.indd   33                                   14-01-31   14:37
   30   31   32   33   34   35   36   37   38   39   40