Page 267 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 267

musiałem też dokonać prezentacji filmu w Europie. Była to moja jedyna
            przygoda z przemysłem filmowym. Byłem dumny, kiedy film otrzymał
            brązowy medal na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym i Telewizyjnym
            w Nowym Jorku.
               Ponieważ Światowy Zjazd okazał się tak bardzo znaczący dla ocalałych,
            postanowiliśmy zorganizować w Waszyngtonie konferencję pod auspicjami
            niedawno powstałego Amerykańskiego Zgromadzenia Żydów Ocalałych
            z Holokaustu. Muszę przyznać, że kiedy wraz z kolegami wpadliśmy na
            ten pomysł, nie zdawaliśmy sobie sprawy ze skali przedsięwzięcia.
               Założyliśmy, że będziemy więcej niż zadowoleni, jeśli uda nam się zgro-
            madzić pięć tysięcy ocalałych i ich dzieci. Żadne z nas nigdy przedtem nie
            zajmowało się organizacją tego rodzaju wydarzenia, skontaktowaliśmy
            się więc z Krajową Federacją Żydowskich Organizacji Dobroczynnych,
            która często urządzała masowe konferencje. Kiedy wyznaczyliśmy termin
            spotkania, szacowana liczba uczestników zdążyła już urosnąć do ośmiu
            tysięcy. Ku naszemu zaskoczeniu Federacja orzekła, iż nie mogą nam
            pomóc, ponieważ nasze plany są zbyt wielkie.
               Kości zostały jednak rzucone: informacja o konferencji rozniosła się
            wśród ocalałych z szybkością błyskawicy. Nie mieliśmy więc innego wyj-
            ścia, jak tylko działać dalej, choć musieliśmy radzić sobie sami. Okazało
            się, że niewiedza jest pod wieloma względami błogosławieństwem. Kiedy
            zaczynaliśmy, nie mieliśmy również pojęcia, że amerykańskie i amerykań-
            sko-żydowskie postrzeganie ocalałych na zawsze ulegnie zmianie.
               Nasz nieliczny personel z trudem radził sobie z lawiną próśb o możliwość
            uczestnictwa. Organizacją i planowaniem imprezy zajmowała się jedynie garstka
            ludzi: Ben Meed, Sam Bloch, Norbert Wollheim, Sigmund Strochlitz i ja.
               Przez osiem miesięcy razem z Benem Meedem odbywaliśmy cotygo-
            dniowe podróże do Waszyngtonu, aby wprowadzić nasze plany w życie.
            Doszliśmy do wniosku, że bez pomocy miejscowych wolontariuszy nigdy
            nie uda nam się zapewnić odpowiedniej opieki tłumom ocalałych, których
            się spodziewaliśmy. Ponad tysiąc stu waszyngtończyków zaoferowało swoją
            pomoc; wszyscy okazali się niezbędni, aby pokierować szacowaną już na
            ponad dwadzieścia tysięcy liczbą uczestników przez labirynt rejestracji,
            posiłków, seminariów i programów. Wraz ze wzrostem liczb rozrastały się
            też nasze plany.
               Oprócz trzech głównych spotkań codziennych (sesji plenarnych), w któ-
            rych uczestniczyli wszyscy ocalali, chcieliśmy stworzyć komputerową bazę


                                                                         267
   262   263   264   265   266   267   268   269   270   271   272