Page 77 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Getto walczy" Marek Edelman
P. 77
Dlaczego? – dopytywali go dziennikarze z Polski i ze świata. – Nie
zadawajcie głupich pytań – odpowiadał krótko. Ale czasami dodawał
to jedno, bardzo ważne zdanie. – Ktoś przecież musiał zostać z tymi
wszystkimi, którzy tu zginęli. Zostałem tutaj z tymi, za których byłem
odpowiedzialny. Przez jakiś czas za ich życie, a teraz, kiedy już nie żyją,
za ich groby – mówił.
Ukończył studia, został lekarzem, zaczął pracę w szpitalu. W ten
sposób mógł nadal odpowiadać za ludzkie życie. – Pan Bóg już chce
zgasić świeczkę, a ja muszę szybko osłonić płomień, wykorzystując jego
chwilową nieuwagę – wyjaśniał Hannie Krall. – Kiedy się dobrze zna
śmierć, ma się większą odpowiedzialność za życie. Każda, najmniej-
sza nawet szansa życia staje się bardzo ważna.
Jego żoną została Alina Margolis, także lekarka, pochodząca ze zna-
komitej łódzkiej rodziny lekarzy, społeczników i bundowców.
Personel trzeba trzymać krótko
Marek Edelman nigdy nie zaakceptował komunizmu, a władze PRL nigdy
go nie rozpieszczały. Wielokrotnie usuwano go z pracy. Ale mówiąc
o tym, Edelman nigdy nie dramatyzował.
– Zwolnili mnie ze szpitala, to wszystko, poza tym nic strasznego
przecież mnie nie spotkało – opowiadał.
Faktycznie ze szpitala im. Sterlinga został zwolniony w 1966 r., ze
szpitala wojskowego – dwa lata później. W 1968 r. z powodów politycz-
nych nie przyjęto jego pracy habilitacyjnej, ale nie pozwolił się zmu-
sić do wyjazdu na stałe. Nawet kiedy za granicę wyjechała jego żona
i dzieci (syn – Aleksander, córka – Anna), postanowił zostać w Polsce.
– Nigdy nikomu nie pozwolę dyktować sobie, jak mam żyć – mówił.
– Każdy ma prawo żyć tam, gdzie chce i w sposób, jaki mu odpowiada.
Przez trzy ostatnie dekady Marek Edelman pracował w łódzkim
szpitalu im. Mikołaja Pirogowa. Był ordynatorem Oddziału Intensyw-
nej Opieki Medycznej, przez ostatnie lata pełnił tę funkcję honorowo.
Był znakomitym lekarzem, wspaniałym kardiologiem.
W 1971 r. wprowadził w Polsce rewolucyjną metodę leczenia scho-
rzeń sercowych polegającą na połączeniu krążenia żylnego z tętni-
czym. Dzięki niej uratowano dziesiątki ludzi, którzy bez takiej opera-
cji nie przeżyliby zawału. Kochał swoją pracę, nie mógł bez niej żyć.
Do szpitala przychodził nawet podczas urlopu. I wiele lat po osiągnię-
ciu wieku emerytalnego. W szpitalu im. Pirogowa pozostaje legendą.
– 75 –