Page 458 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 458

jego posiłki, jego zupę, cukier, chleb – czuła się tak wspaniałomyślna i hojna.
                   Był na każde jej zawołanie, a ona mu uległa. Czasami, kiedy patrzyli tak na
                 siebie z oddaniem, Bunim cicho szeptał: – Umieramy… Ahawe.
                   Będąc razem, nie mieli wobec siebie obiekcji. To, co mówił, również myślał:
                 – Wzrastamy…


                                                 *



                   Nastały długie, deszczowe dni. Śnieg topił się, lód zaczął pękać. Chociaż
                 zbliżała się wiosna, w powietrzu panował jesienny, przenikliwie wilgotny chłód.
                 Getto tonęło w kałużach i błocie. Topiące się górki śniegu rozlewały się po ulicach
                 i podwórzach wielkimi strugami. Na dachach ciągle coś trzaskało i pękało. Spadały
                 z nich wielkie kawałki lodu. Most stał zanurzony w błotnistych kałużach – niby
                 przewrócona, dziwna gondola w tej koszmarnej, jak z innego świata Wenecji. Ko-
                 ściół przypominał czerwony statek, który zapomniał, do jakiego portu ma przybić.
                   Mieszkańcy getta brnęli w błocie. Szumiało jak w ulu. W ich sercach nastała
                 już wiosna i kiedy spieszyli w swych spróchniałych trepach, biegli z garnkami do
                 punktów gazowych albo na zebranie czy do sklepu – ich ciemne oczy promieniały.
                 Nie mogli wysiedzieć w domach, gnało ich na zewnątrz, aby pchać się, pędzić,
                 słuchać, o czym się mówi i samemu pogadać.
                   Rachela i Berkowicz dużo czasu spędzali na dworze. U niej w mieszkaniu było
                 za zimno, a u niego podłoga nasiąkła wodą. Chodzili ulicami w tej chlapie, aż byli
                 przemoknięci na wylot. Wtedy wchodzili do bramy, rozkładali się na schodach,
                 które stawały się dla nich domem. Rozmawiali ze sobą, jedli wspólnie albo czytali.
                 Aż Rachela mówiła: – Muszę iść!
                   – Znowu uciekasz – mówił zwykle, a ona nigdy nie była pewna, czy mówi to
                 z wyrzutem, czy jest mu jedynie przykro.
                   Pewnego wieczoru powitała go nowiną: – Słuchacz radia, syjonista Widawski,
                 popełnił samobójstwo … Zażył cyjanek potasu… Podał mu to ktoś z Kripo…
                                   8
                   Tego wieczoru Bunim mówił wiele, szybko. Piana występowała mu na usta.
                 Kiedy mówił, po raz pierwszy nie patrzył na Rachelę. Zachowywał się tak, jakby
                 nie chciał jej widzieć. Co chwilę poprawiał okulary, a ręką ocierał usta. Opowia-
                 dał o tym małym człowieczku, Widawskim, którego kiedyś spotykał. Widawski
                 obawiał się, że będzie za słaby w czasie przesłuchania i wyda swoich przyjaciół.
                 Zażył cyjanek potasu, był wielkim człowiekiem. Samobójstwo nie jest słabością.



                 8    Chaim Widawski po złapaniu kolegów z grupy słuchającej radia ukrywał się, ale obawiając się, że
                   wyda pozostałych, 9 czerwca 1944 r. około godz. 14 popełnił samobójstwo, zażywając truciznę
          456      w bramie domu przy ul. Podrzecznej.
   453   454   455   456   457   458   459   460   461   462   463