Page 166 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 166

Kogo mogło obchodzić powiedzonko Herr Sutera: „Jeśli dla nas, Niemców,
                 wybije godzina dwunasta, to wy, Żydzi, dożyjecie tylko jedenastej”. Naśmiewano
                 się z tego. Rok 1942 był rokiem wyzwolenia. Mówiły o tym kamienie na ulicach.
                 Nawet opuchnięci z głodu, wychudzeni dyzenterią, cierpiący na płucną gorączkę,
                 konający na łożu śmierci – wszyscy mieli pewność, że wciąż mają dość siły, aby
                 wytrwać i doczekać ocalenia.
                   Oszołomieni deszczem i nową racją ludzie dzielili się ze sobą snami o czasach
                 powojennych. Teraz już będą wiedzieć, jak żyć i używać życia, jak zmienić świat.
                   Szolem, syn Iciego Meira Stolarza, przekazał matce Szejnie Pesi tę dobrą
                 nowinę, co niemal tchnęło w nią nowe życie.
                   – Wspaniale – Szejna Pesia poważnie spojrzała na zmęczonego Szolema,
                 z którego „już nic nie zostało”. – Jak tylko doczekamy tej wytęsknionej godziny,
                 wezmę cały bochenek chleba, okrągły, drogi, taki, jaki tylko wuj Henech potrafił
                 upiec, położę go na stole, dam ci do ręki nóż i powiem: krój, ile chcesz.
                   Szolem zażartował: – Oj, jesteś gorsza niż Bońcie Milczek , mamo. On przy-
                                                                   2
                 najmniej chciał bułkę z masłem.
                   – Głupiec z ciebie – pokręciła głową. – Po co to mówię? Bo najgorszą rzeczą
                 dla mnie jest to szarpanie się z tobą nad kawałkiem chleba. Gdybyś choć sam
                 zwracał uwagę na to, aby nie zjadać jednego dnia całej racji. Wzruszasz ramio-
                 nami, co? No tak, jakże byś mógł zrozumieć serce matki?
                   – Po wojnie – powiedział Szolem – będziemy jeść na co dzień takie rzeczy,
                 mamo, o jakich się nam przed wojną nawet w szabes nie śniło. Będziemy jeść
                 mięso pieczone, smażone, z rusztu… Pierniki, torty, owoce, czekoladę. A pić
                 będziemy herbatę z cytryną, mocną, z połową szklanki cukru. – Przypomniał
                 jej: – Pamiętasz, jak przyniosłem perfumowaną herbatę od Sutera? – Powiedział
                 to, aby ją rozweselić. Ale te słowa sprowadziły cień Iciego Meira. Żałoba spowi-
                 ła spojrzenia matki i syna. Icie Meir nie dożyje tej szczęśliwej godziny. Szolem
                 pospiesznie starał się przywrócić dobry nastrój: – Może będziemy mieć swoje
                 kury, gęsi, kaczki. Może krowę, świeże mleko, jajka, masło…
                   Szejna Pesia pokręciła głową: – Patrzcie, jakie wielkie oczy ma człowiek.
                 Tobie się wydaje, że połkniesz cały wagon, co? Uwierz mi, nie będziesz takim
                 obżartuchem. Jak myślisz, ile człowiek może zjeść? Głodnemu chleb na myśli.
                 Sądzisz, że syty myśli o jedzeniu?
                   – Jakże mam nie myśleć o jedzeniu?
                   – Widzisz, co do tego masz rację… Mam na myśli kury, gęsi, krowy… – roz-
                 marzona uśmiechnęła się nieśmiało. – Jak już o tym mówimy… Myślisz, że
                 nie kupiłabym sobie gdzieś kawałka sadu? Z dobrymi drzewami, gruszami,



                 2    Postać z noweli Bońcie Milczek (jid. Boncze Szwajg) Icchoka Lejba Pereca z 1894 r. Prosty, biedny
                   człowiek, który zarówno za życia, jak i po śmierci, zadowala się marzeniem o bułce z masłem, sym-
          164      bol żydowskiego losu.
   161   162   163   164   165   166   167   168   169   170   171