Page 430 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 430
prośbom, poczuła wyraźnie, że dziś po raz pierwszy narzuca się zgromadzonym.
A jednak zaczęła łagodnym, cienkim głosem recytować wiersz – rozmowę między
babcią i jej szabatowymi świecznikami . Minęło trochę czasu, zanim niepokój
11
w oczach słuchaczy ucichł i znów zaczęli słuchać z uwagą. Stopniowo z ich twarzy
spłynęła purpura, a jej miejsce zajęło dziecięce rozmarzenie. Wyglądało to tak,
jakby podano im, zapłakanym, zmęczonym dzieciom, zabawkę, która iskrzyła
się promiennie, jakby była ze szczerego złota. Gdy kobieta skończyła czytać,
rozległy się nalegania, by kontynuowała. Wyrecytowała więc wiersz o ojcowskich
bamboszach, potem o chłopcu, który zabłądził w drodze do chederu, i o studni
w małym miasteczku, a także cykl pieśni o małomiasteczkowych pannach na
12
wydaniu . Niepostrzeżenie wieczór przesłonił okno granatem, nikt się nawet nie
zorientował, że Sara Samet przestała zaglądać w brulion i recytuje z pamięci.
Bunim z uwagą przysłuchiwał się jej recytacjom, lecz tym razem poczuł rodzaj
rozdwojenia. Jakaś część jego ja widziała w czasie tego czytania matkę, czuła
jej rękę na głowie, i wydało mu się, że słyszy jej szeleszczący szept: „Bunimku,
Bunimku… Moje dziecko, mój synu…”. W głosie Sary i w jej słowach tkwił dźwięk
tak miękki, tak słodki, że nie potrafił się powstrzymać. Jednak druga jego część
odrzucała te wiersze. Denerwowały go i bolały. I to właśnie ta druga jego część
odezwała się nieśmiałym szeptem, gdy tylko Sara skończyła recytować: – To nie
są wiersze getta, pani Saro…
Obdarzyła go chłodnym spojrzeniem. – A jak by pan nazwał wiersze pisane
w getcie?
Wokół nich twarze uśmiechały się, jaśniejąc w mroku. Języki rozwiązały się,
wyrażając uwielbienie, entuzjazm dla poetki. Winter z uznaniem zarzucił długą
nogę na nogę. – Szczere, szczere… Uzdrawia… Pociesza… Uwzniośla.
Bunim przysunął się do Sary i wymamrotał: – Te wiersze nie różnią się niczym
od tych przedwojennych.
– Naprawdę? – uśmiechnęła się blado. – Cieszę się.
– Posiada pani więcej talentu niż my wszyscy razem. Mam… Mam na myśli…
obowiązek…
– Nie piszę wierszy z obowiązku. Przede wszystkim to nie zależy od mojej
woli. Przychodzi nastrój, więc piszę.
– A getto nie przynosi żadnego nastroju?
– Owszem, przynosi… Na to, co pan usłyszał.
Pomiędzy nimi wisiała mgła, w niej zaś Bunim poczuł samotność, jakby znów
utracił matkę i został sierotą.
11 Może to być jeden z przedwojennych tekstów Miriam Ulinower, bądź wiersz z getta, który się nie
zachował.
12 Prawdopodobnie chodzi o Kale-lider (Wiersze dziewczęce), z drugiej części tomiku Miriam Ulino-
428 wer Majn bobes ojcer (Skarbczyk babuni, Warszawa, 1922).