Page 113 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 113

Zeszli do sutereny. Na podłodze leżał ktoś przykryty czarnym płótnem. Świece
                  paliły się przy głowie zmarłego.
                     Schylona, ruda głowa kobiety, oparta o ścianę, płonęła jak ogromna świeca.
                  Tuż przy niej: druga głowa – czarna świeca. Czarna głowa uniosła się. Bunim
                  rozpoznał Szejndlę i zrozumienie wezbrało w nim z taką konkretnością, że można
                  było go dotknąć.
                     – Friede! – powiedział do siebie.
                     Nie wiedział, czy Szejndl także go rozpoznała. W jej szklistych oczach wyczytał
                  poczucie winy, jej własnej, jego, Boga.
                     W suterenie odmawiano psalmy. Żydzi kiwali się monotonnie. Słowa z ich warg
                  padały na głowę Bunima jak krople długiego, uciążliwego deszczu. Poczuł, że
                  ktoś zarzuca na niego tałes. Otulono go czymś – podobnie jak zmarłego. Wokół
                  leżącego ciała migotały świece, obejmując je pierścieniem blasku, kręgiem
                  odcinającym, oddzielającym na wieki. Bunim próbował się przedrzeć przez ten
                  krąg światła i dotrzeć do duszy tego, który był człowiekiem. Przyjacielem. Lecz
                  jasny krąg odepchnął go od niego. Bunim przynależał do innego świata – do
                  świata tych, którzy wciąż cierpią.
   108   109   110   111   112   113   114   115   116   117   118