Page 131 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 131

Każdego ranka pan Adam Rozenberg stawał przed drobnym dylematem, który
             dotyczył jego ćwiczeń gimnastycznych. Usilnie dbał o sportową, cielesną perfek-
             cję i musiał stracić na wadze. Jednocześnie jednak bał się schudnąć, ponieważ
             spadek masy ciała mógłby kiedyś stać się symptomem choroby. Więc wykonywał
             ćwiczenia tak, aby rozwiązać oba problemy. Nie przepracowywał się, nie tracił
             na wadze i spełniał obowiązek wobec ciała.
                Tego marcowego poranka pan Adam był w bardzo dobrym nastroju. Ćwiczenia
             gimnastyczne odświeżyły go, a poza tym mróz w końcu zelżał i zapowiadał się
             piękny, słoneczny dzień. Od razu, gdy tylko wyszedł na dwór, przed drzwiami jego
             białego, nowoczesnego domu przeniknął go całkiem lekki mrozik, ale ponieważ
             słońce jaśniało na czystym niebie, można było oczekiwać, że dzień będzie cie-
             pły, a brudny, ciemnoszary śnieg leżący na dachach i parapetach oraz skupiony
             w wąskich pasmach, zacznie się topić. Poza tym wietrzyk, który powitał pana
             Adama zaraz u drzwi, mimo kłującej ostrości niósł w sobie zapowiedź wiosny.
                Rozdymając nozdrza, rytmicznymi ruchami całej klatki piersiowej wdychał
             głęboko zimne powietrze i rozkoszował się. Stojąc przed drzwiami, lustrował
             podwórko, czy pojawił się szofer Marian, aby zwieźć go do fabryki. Ale zamiast
             warczenia silnika limuzyny pan Adam słyszał uporczywe drapanie swojego psa
             po drugiej stronie zatrzaśniętych drzwi. Zwierzak piszczał cicho, jakby chciał
             wyżebrać u pana choć jedną pieszczotę, zanim rozstaną się na cały dzień. Pan
             Adam z pogodnym uśmiechem na pełnych, mięsistych wargach sięgnął do klamki.
                – No, wychodź Suniu. – Nie miał dla swego psa specjalnego imienia, ale
             to zawołanie popularnym zwrotem przypisanym do wszystkich suk miało dla
             pana Adama tak prywatne, osobiste, pieszczotliwe brzmienie, że w jego oczach
             określało pupilkę lepiej niż jakiekolwiek prawdziwie psie imię. Suka – brązowy,
             wyrośnięty doberman, swoim gibkim ciałem rozwarła szeroko drzwi i już roz-   129
   126   127   128   129   130   131   132   133   134   135   136