Page 258 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 258
stóp, kołyszą się razem z nią. Sara-Lea machała przy tym rękami niczym tan-
cerka, a jej usta poruszały się raz szybko, raz powoli. Binele doszła do wniosku,
że Sara-Lea z tymi poruszającymi się nieustanie ustami, w czepku z falbanką
na głowie, z tureckim szalem zarzuconym na ramiona, w dużych kamaszach
na cienkich jak patyki i ubranych w czarne pończochy nogach, z bladą twarzą
i nieobecnym spojrzeniem – wyglądała jak ogromny, zabłąkany indyk.
Nie mogła zrozumieć, jak kobiety mogły się powstrzymywać i nie wybuchać
śmiechem na jej widok. Gapiły się na żonę szojcheta nabożnie i z bojaźnią, wyba-
łuszając przy tym oczy tak bardzo, że cudem było, iż nie wypadały im z oczodołów,
by poturlać się aż do jej rozsznurowanych kamaszy. Poruszały przy tym ustami,
jak gdyby dokładnie przeżuwały i połykały każde słowo padające z ust Sary-Lei.
Josel przyprowadził Binele do Sary-Lei w gradowo-deszczowy wieczór w środku
tygodnia. Miał nadzieję, że w taką słotę będzie mógł spotkać się z nią w cztery oczy
i opowiedzieć jej o swoich problemach z najmłodszą córką. Jednak mieszkanie
szojcheta było pełne ludzi i drzwi wciąż się nie zamykały. Zarówno w jadalni, jak
i w kuchni było tłoczno niczym w bejt midraszu. Kobiety w jadalni, jak i mężczyźni
w kuchni – wszyscy siedzieli cicho, nadstawiając uszu.
Sara-Lea cieszyła się wielkim autorytetem nie tylko dlatego, że prowadziła
się jak Sara bas Towim , ale też dzięki temu, że posiadała ogromny dar elo-
2
kwencji, którym mogła konkurować z samym rabinem. W pewien sposób nawet
przewyższała rabina, gdyż jego byli w stanie pojąć jedynie wybrani, znający
dobrze święte teksty, podczas gdy Sara-Lea mówiła językiem tak przystępnym,
że nie tylko prości ludzie, ale nawet dzieci mogły wszystko zrozumieć. Do tego
potrafiła hipnotyzującą siłą swoich słów wnikać w najbardziej skryte zakamarki
serc i umysłów, nie tylko kobiecych, lecz również męskich.
I rzeczywiście mężczyzn też ciągnęło, żeby przyjść tutaj i posłuchać pouczają-
cych historii Sary-Lei. Najpierw wpadali do rabina, niby po to, żeby usłyszeć jakieś
mądre słowo, bo i u niego izba była pełna ludzi – siedziała tam sama śmietanka
sztetla. Potem chyłkiem przemykali się do sąsiedniego mieszkania szojcheta,
rzekomo tylko w tym celu, żeby się przywitać, pogawędzić, może przestudiować
tu kartę Gemary, gdyż bejt midrasz był zbyt zatłoczony. Sara-Lea była w końcu
jedynie grzeszną niewiastą i jej historie nadawały się tylko dla kobiet. Jednak
mężczyźni, którym udało się usiąść gdzieś w kąciku w kuchni szojcheta, pilnie
nadstawiali uszu, gdy z sąsiedniej izby dobiegał ich głośny, „moralizujący” głos
Sary-Lei.
2 Sara bas Towim, żyjąca w końcu XVII wieku na Podolu, była autorką tekstów dla kobiet w języku
jidysz, które cieszyły się ogromnym zainteresowaniem w XVIII i XIX w. O pisarce wiadomo bardzo
mało, tylko to, co udało się wyczytać z jej autobiograficznych notatek wplecionych w teksty, często
zresztą sprzecznych. Niektórzy wątpią w ogóle w jej istnienie. Stała się jednak postacią legendarną,
która zaistniała w zbiorowej pamięci społeczności posługującej się językiem jidysz. Najbardziej
258 znane dzieło pisarki to Tchine szlojszim szeorim (Modlitwa trzech bram).