Page 230 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 230
Miłość do tenisa sprawiała, że zabierałem ze sobą sprzęt do gry w każdą
podróż, szczególnie kiedy wyjeżdżałem na dłużej za granicę. Udawało mi
się grać w najbardziej nieoczekiwanych miejscach. Grałem na przykład
w Polsce, nawet w miesiącach zimowych, kiedy salę gimnastyczną w gigan-
tycznym budynku zbudowanym przez Rosjan – Pałacu Kultury – zamieniano
w korty tenisowe i trzeba było przejść przez wojskowy punkt kontrolny, aby
się tam dostać. Wyobraźcie sobie grę w tenisa na drewnianej podłodze!
W Bukareszcie otrzymałem pozwolenie na grę w Klubie Dyplomatycz-
nym, gdzie znajdowały się piękne ziemne korty. Miałem przyjemność
grać z młodym Rumunem o nazwisku Ilie Năstase, który później został
jednym z najwyżej notowanych tenisistów na świecie. Jeszcze jako młody
chłopak był sympatyczny i wydaje mi się, że kariera nie przeszkodziła mu
w zachowaniu prawdziwej osobowości. Pamiętam go, kiedy grał w turnieju
dla oldbojów: był nadal roześmiany i pełen życia, nie potrafił zbyt długo
zachować powagi. Czasami myślę, że być może kosztowało go to kilka
tytułów mistrzowskich.
Jednym z moich ulubionych meczów był debel, którego zagrałem z Iccha-
kiem Rabinem, ówczesnym ministrem obrony Izraela. Wiedząc, iż minister
zawsze chce wygrywać, podszedłem do niego i powiedziałem:
– Icchak, jeśli chcesz wygrać, bądź moim partnerem. Jeśli chcesz prze-
grać, graj przeciwko mnie.
Spojrzał na mnie i odrzekł:
– Zagrajmy razem.
Oczywiście wygraliśmy, a wówczas minister uśmiechnął się i powiedział:
– Roman, miałeś rację.
Niedawno podczas podróży do Izraela poznałem jego córkę Dalię.
Wspominając jej ojca, opowiedziałem jej historię o meczu tenisa, ona zaś
uśmiechnęła się i powiedziała po prostu: „Nienawidził przegrywać”.
Obiecuję, że to będzie moja ostatnia opowieść o tenisie: Hana i ja podej-
mowaliśmy kiedyś w naszym domu w Connecticut polskiego prezydenta
Aleksandra Kwaśniewskiego wraz z jego świtą. Kiedy wygrałem z nim
pierwszego seta, polski sekretarz stanu wziął mnie na bok i powiedział,
że pokonanie prezydenta nie było miłe z mojej strony. Zwracając się do
obu panów, odpowiedziałem z uśmiechem: „Proszę pamiętać, że to pański
prezydent, nie mój”.
Prezydent Kwaśniewski umiał przegrywać z wdziękiem i był niezwykle
uprzejmym i miłym gościem. Spędziliśmy w moim domu niemal całą
230