Page 9 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 9
ruszać. Byłem kompletnie zmarznięty. A najgorsze, że nie umiałem opanować
rozwolnienia, które mnie napadło.
Zamknąłem oczy, co będzie, to będzie. Już nie miałem sił. Kroki zatrzy-
mały się przy mnie.
– Awrumie Lajb, co ty tu robisz? – Głos był delikatny, kobiecy.
– Kim ty jesteś? – spytałem.
– Jestem ciocia Ester. – Miała jasną twarz, włosy koloru lnu. Oczy zielone,
takie jak mojej mamy, gdy była w dobrym humorze.
– Cały jesteś przemoczony, jak tyś się tutaj dostał?
– Mama powiedziała mi, żebym poszedł między ludzi, a ja nie wiem,
gdzie oni są.
Twarz jej spochmurniała.
– Skurwysyny, co oni zrobili z tym dzieckiem. Chodź ze mną.
Ciocia Ester uchodziła między ludźmi za symbol zła. Nieraz słyszałem, jak
Złata ostrzegała swoją córkę Bajlę: „Taki los cię spotka jak Ester”.
– Nie pójdę – odparłem. – Bo mi mama powiedziała, że z ciebie kurwa.
I nie tylko mama, wszyscy mówią to samo.
– To co chcesz robić?
– Nie wiem.
Ciocia Ester zbliżyła się do mnie, ale zaraz gwałtownie odsunęła. Smród,
który unosił się ze mnie, był widocznie nie do zniesienia.
– Rozumiem, nie masz się czego wstydzić. Niech świat się wstydzi. Czekaj
tu na mnie, sprowadzę dorożkę. A tymczasem weź mój płaszcz, żeby ci nie
było zimno.
Płaszcz pachniał kwiatami. Pewnego razu, w wiosenny dzień, wybraliśmy
się z mamą poza miasto. Świat był pełen kwiatów. Usiedliśmy w kwiatach.
Jakaś słodycz unosiła się w powietrzu.
– Popatrz, Awrumie Lajb, jaki podobny jest smród, w którym mieszkamy,
do zapachu kwiatów – powiedziała mama.
Zamknąłem oczy. Usiłowałem przypomnieć sobie twarz mamy, ale nada-
remnie.
Ciocia Ester prędko wróciła.
– Awrumie Lajb, na dworze czeka dorożka, pojedziemy do mnie do domu.
– Ciociu Ester, bardzo się wstydzę, ale nie potrafiłem opanować rozwol-
nienia.
Nie odpowiedziała.
– Dokąd jechać? – zapytał dorożkarz. W kąciku ust trzymał palącego się 9