Page 34 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 34

drzwiami, gdzie czekają otwarte wielkie, czarne księgi przeznaczenia. Z pierw-
                 szego piętra dochodziły odgłosy bicia i jęki. Dał się słyszeć krzyk, brzmiący jak
                 wołanie z głębokości kogoś, kto umartwiał ciało, by poczuć się bliżej Boga i jego
                 ukrzyżowanego syna.
                   Na górze otwarły się drzwi i dwie pary rąk przekazały bezwładne ciało w ręce
                 chłopaków z żydowskiego Sonderkommando , którzy stawili się biegiem jak
                                                       6
                 na tajny rozkaz. Otwarły się drugie drzwi i pozostały tak rozwarte niczym usta
                 czekające na kęs. Z dołu, z piwnicy, dwóch policjantów odprowadzało człowie-
                 ka z pobitą twarzą i wielkim guzem na głowie. O własnych siłach wbiegł po
                 stopniach, ze wzrokiem wrytym w otwarte drzwi. Spieszył się, jakby nie chcąc
                 dopuścić, by za długo na niego czekano. Obok niego ściągano po schodach ciało
                 z bezwładnymi nogami.
                   Zaraz po wejściu Herr Suter zniknął i pan Adam stał sam na środku posadzki.
                 Za nim – dwa wysokie szare mundury, dwie wieże trzymające w szachu samotne-
                 go króla na szachownicy. W przeraźliwej, dźwięczącej w uszach ciszy, pan Adam
                 usłyszał zduszoną skargę, jęk dochodzący z piwnicy. Nie udało mu się nadstawić
                 uszu, by lepiej odróżnić głosy, kiedy zbliżyły się do niego dwie inne wieże, tym
                 razem dwóch żydowskich zonderowców. Ich kamienne twarze sfinksów niczym
                 się nie odróżniały od twarzy wystających z zielonych mundurów. Wzięli go między
                 siebie i zaczęli wchodzić po schodach.
                   – Z odkrytą głową! – rozległ się rozkaz.
                   To wznoszenie się na piętro miało uroczysty charakter. Tak wchodziło się po
                 schodach katedr. Pan Adam oddał się tej czynności całym swym jestestwem.
                 Szedł na przedzie, z czapką w ręku, za nim – dwie wieże. Dotarli na podest, gdzie
                 siedziało pięć postaci. Pan Adam dosiadł się jako szósta.
                   – Ani słowa! – rozkazały wieże. Odmaszerowały do ściany i tam stanęły na
                 straży. Liczba nowych aresztantów była dzisiejszego ranka wypełniona.
                   Pan Adam siedział na samym brzeżku ławki. Przez te kilka minut od wejścia
                 do budynku aż do zajęcia miejsca nie odczuwał niczego poza zaciekawionym
                 zdumieniem. Ale jak tylko usiadł, lęk chwycił go za gardło. Zaczął przełykać ślinę,
                 a jego grdyka, która bezustannie poruszała się w górę i w dół pod obwisłą skórą
                 szyi, wyglądała jak ruchoma klapka, otwierająca się i zamykająca przy każdym
                 przełknięciu. Sąsiedzi z ławki bezgłośnie przekazali mu swój strach. Niósł się od
                 jednego do drugiego, jak namacalna, lodowata kula śniegowa, do której każdy
                 dokładał coś od siebie, by w końcu przekazać ją Adamowi w całym jej mroźnym
                 ogromie. Trząsł się. Czuł, jak blaszane korony na jego zębach stukają o siebie.
                 Przesuwał się na siedzeniu, byle dalej od miejsca, od którego wiał strach. Ale



                 6    Sonderkommando – Oddział Specjalny żydowskiej Służby Porządkowej, którego głównym zada-
                   niem było wspieranie niemieckiej policji kryminalnej w grabieży mienia mieszkańców getta, w tym
           32      wykrywanie i konfiskata wartościowych towarów i przedmiotów.
   29   30   31   32   33   34   35   36   37   38   39