Page 144 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Jesteśmy drzewami wiecznymi.
P. 144

tuż obok kościoła przy ul. Zgierskiej, z widokiem na most. Dokwaterowano
          tam jeszcze trzy rodziny. – Dla mnie to było straszne przeżycie. W naszym
          domu mieliśmy z bratem pokój, a mama myślała o zamianie mieszkania na
          większe – wspominała Ruth. A to była przecież tylko niewielka niedogodność,
          stopniowo sytuacja się pogarszała. Choć ojciec miał dobrą pracę, do domu
          zaczął wkradać się głód. Rutka chodziła do szkoły do 1941 roku, potem – tak
          jak wszyscy – musiała pracować. Izydor Berliński był magazynierem w resor-
          cie szewskim. Wspomniał go w swym wierszu młody poeta getta, Abramek
          Koplowicz: „Gdy »Her Leiter« wychodzi, pan Berliński rej wodzi. Z Berlińskiego,
          o key, dobry wodzirej”. – Tata był charyzmatycznym, pogodnym człowiekiem,
          zawsze uśmiechniętym. Wszyscy go lubili – wspominała Ruth. Jej matka pra-
          cowała w resorcie kapeluszniczym, a brat w wydziale elektrycznym. Rutka
          początkowo miała zatrudnienie w resorcie szewskim, a potem w krawieckim,
          w fabryce Leona Glazera, gdzie działała tzw. szkółka. Dzieci szyły m.in.
          ubranka dla lalek, ale poza pracą miały tam lekcje, prowadzone było też
          kółko literacko-teatralne. – To był dla nas ratunek. Miejsce, gdzie mogliśmy
          się śmiać i bawić. Uczyliśmy się śpiewać, recytować, rysować pod kierunkiem
          najlepszych przedwojennych nauczycieli. Występowaliśmy czasami w getcie
          przed publicznością w domu kultury przy ul. Krawieckiej – wspominała. Tym-
          czasem sytuacja w getcie robiła się coraz trudniejsza.
          24 sierpnia 1944 roku Rutka z bratem i rodzicami została wywieziona do
          Auschwitz. Jej rodzice od razu trafili do komory gazowej. Salek był w innych
          obozach, ale nie przeżył wojny. Rutka uratowała się jako jedyna z rodziny.
          W 1945 roku wróciła do Łodzi, gdzie odnalazła babcię, wujka i ciocię. Miesz-
          kała przy ul. Zielonej 5 (wtedy Legionów), ukończyła gimnazjum i pracowała
          w klubie „Makabi”. W 1946 roku wraz z grupą syjonistycznej młodzieży wy-
          jechała do Paryża, dwa lata później wyszła za mąż za Józefa Englendera
          (Eldar), pochodzącego z warszawskiej rodziny muzyków. W Paryżu ukończyła
          szkołę projektowania mody. W 1950 roku Eldarowie wyjechali do Izraela, by
          budować nowe państwo. Zamieszkali najpierw w Jaffie, potem w Tel Awiwie.
          Józef pracował początkowo fizycznie, potem jako oficer oświatowy w szpitalu
          dla weteranów, organizował koncerty. W 1958 roku urodziła się ich jedyna
          córka, która dostała imię Anath, na pamiątkę matki Józefa, która zginęła
          w czasie wojny w Warszawie. Pięć lat spędzili w Brukseli. Po powrocie zamiesz-
          kali w Jerozolimie. Ruth otworzyła dom mody. – Ubierały się u mnie wszystkie
          prezydentowe z premierową panią Beginową na czele – mówiła z dumą.
          Jej mąż zmarł nagle na atak serca. Wtedy sprzedała dom w Jerozolimie
          i zamieszkała pod Tel Awiwem.
          Od 1989 roku Ruth bardzo często wracała do rodzinnej Łodzi, miała tu
          swoje mieszkanie, przyjaciół. Była piękną kobietą; zawsze elegancko ubra-
          na, umalowana, mówiła doskonałą polszczyzną, znała na pamięć polską
          poezję, sama pisała wiersze i opowiadania. Zadebiutowała jako autorka
          wspomnień Wstrząsnąć filarami świątyni. Opisując ludzi, których znała i którzy
          odegrali w jej życiu istotną rolę, chciała pokazać, że tamta tragedia nie była



         144
   139   140   141   142   143   144   145   146   147   148   149