Page 12 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 12
do miejsca, od którego ich oddzielono. Ale ziąb w końcu zmroził smutek. Mróz
gryzł po rękach, w nos, kłuł w stopy – musieli więc biec ogrzać się do hali. Zwal-
niali w ten sposób miejsce dla następnych. Ci po drugiej stronie płotu, którzy
przyszli się pożegnać, też w końcu sztywnieli z zimna i odstępowali, by przepuścić
kolejnych. Puszczali się biegiem tam, gdzie mieli jeszcze dach nad głową i własne
łóżko, na którym szukali pociechy.
Pozostali mieszkańcy getta spędzili ten dzień pod kołdrą. Albo trzęsąc się
z zimna i z niepokoju szyli sobie plecaki. Wysiedlano już ostatnie rodziny skaza-
nych. Teraz przyszła kolej na przybyłych z małych miasteczek, na zasiłkowców .
3
Wyznaczona liczba dziecięciu tysięcy została już osiągnięta, a „zaproszenia na
ślub” nadal nadchodziły.
4
Bunim Berkowicz leżał na łóżku w ubraniu. Na podniesionych kolanach miał
księgę rachunkową w twardej oprawie, która służyła mu za blat. Pracował.
Naprzeciwko, w łóżeczku, leżała Blimele i bawiła się lalką Lili. Tylko Miriam
kręciła się po pokoju. Ubrana w płaszcz zimowy z kapturem, skończyła właśnie
sprzątanie i zabrała się do obiadu. Okiennice były otwarte i do pokoju wpadało
słońce, uwydatniając zmarszczki na rozłożonym przez Miriam obrusie. Nadal
przygotowywała każdy posiłek jakby to miała być uczta. Bunimowi po raz kolejny
przyszło do głowy, że stół to świątynia, a jedzenie jest rodzajem modlitwy. Śledził
Miriam wzrokiem. Odchyliła kołdrę w nogach łóżka i wyjęła niewielki garnek zupy,
którą ugotowała rano, przyrządzając śniadanie. Garnek nie był ciężki, ale ręce
jej się trzęsły. To drżenie rąk Bunim widział już od kilku dni. Nie musiał pytać
o powód. Plecaki od dawna stały gotowe pod stołem.
Blimele czytała Lili z podręcznika Cypy Pres . Nożyczki, ciach, ciach, ciach...
5
Wytnijcie mi jabłuszko... Wytnijcie mi gruszkę... – Bunim miał teraz ochotę powtó-
rzyć Miriam to, co szeptał jej co noc na ucho: że im przeznaczone jest pozostanie
w getcie. Całej ich... czwórce. Wierzyła mu, ale jej ręce nie przestawały drżeć.
Kilka kluseczek pływało w rzadkiej, czerwonej zupie z buraków konserwowych
jak jasne rybki. Przed każdym talerzem leżała cienka kromka chleba.
Miriam owinęła Blimele w chustę i razem z lalką przeniosła ją na łóżko Bu-
nima, przy którym stał stół. Blimele, widząc na swoim talerzu zupę, zaśpiewała:
Zuntik burkes, montik burkes... . Karmiła Lili pustą łyżką: – Masz kluseczkę...
6
3 W pierwszej kolejności do transportów byli kierowani przez Rumkowskiego kryminaliści, osoby
z wyrokami i nielegalni handlarze, w drugiej – ludzie, którzy nie pracowali i pobierali zasiłki, byli
więc obciążeniem dla gminy.
4 Tak mieszkańcy getta nazywali wezwania do transportów.
5 Cypa Pres, autorka popularnych czytanek dla szkół w języku jidysz.
6 W niedzielę buraki, w poniedziałek buraki (jid.), parafraza ludowej piosenki o ziemniakach: Zuntik
10 bulbes, montik bulbes.