Page 73 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Bobkowski. CHULIGAN WOLNOŚCI.
P. 73

73
                 Zapiski opublikowane po śmierci pisarza

                 Trzeba by cudu...



                 6 października 1958
                   Wieczorem. Za oknem staniolowy chrzęst deszczu na blaszanych dachach wokoło. Piątego
                 września, miesiąc temu, lekarz zaniepokoił się powiększeniem gruczołu w pachwinie. Analizy –
                 w poniedziałek 8 września postanowił, że musi operować. Operacja 11 września. W międzyczasie
                 dni, które zrobiły ze mnie już innego człowieka. Tym razem już wyraźnie i otwarcie zacząłem
                 liczyć się z możliwością śmierci. I dalej z nią się liczę. Trzeba by cudu... Dlatego przyjąłem koniec
                 w jakiejś nieokreślonej, dalszej lub bliższej przyszłości jako zupełnie realną możliwość. Trudno.
                 I teraz mimo woli, skazany na bezruch rekonwalescenta, spoglądam wstecz na całe życie. Minęło
                 tak prędko, chwila niemal…

                 15 lutego 1959
                   Wróciliśmy  z  weekendu  w  Antiqua.  Pogoda  nieziemska.  Wszedłem  do  nagrzanego  pokoju
                 i nagle przyszło mi na myśl, że mi się nie chce umierać – w tym sensie, w jakim nie chce się czło-
                 wiekowi wykonać jakiejś męczącej i nudnej pracy. Nie chce mi się, strasznie mi się nie chce. To
                 chyba szczyt lenistwa.
                 12 kwietnia 1959
                   Żyję „teraz”. Żaden inny czas dla mnie nie istnieje. I to „teraz”, które dawniej było tak nie-
                 uchwytne, materializuje mi się na każdym kroku. O przeszłości nigdy nie lubiłem myśleć, o przy-
                 szłości teraz w ogóle nie myślę. I to ma wielki urok.

                 9 czerwca 1959
                   A więc jednak. Pojutrze operacja – trzecia runda meczu bokserskiego. Wycięcie gruczołów pod
                 lewą pachą, drobna operacja. Czuję się jak salami – po plasterku. Kupiłem w południe flaszkę
                 whisky „Canadian Club” (nie znoszę szkockiego, lubię ten słodkawy smak kanadyjskiej) i dobrze
                 mi. Jestem trochę pijany. Na tamtym świecie nie można się zalać. Smutne to – życie pozagrobowe   Chuligan wolności
                 bez whisky. Niech to szlag trafi…
                 22 grudnia 1960
                   Rok i pół. Nic. Chłodny wieczór. Odgłosy petard z ulicy. Rok i sześć miesięcy minęły jak mgnie-
                 nie oka. Nie myślałem, że dożyję do dzisiaj. Cieszę się życiem, choć śmierć stale stoi poza moimi
                 plecami. Czuję ją zawsze. Przeszedłem na koegzystencję i jakoś się to udaje. Szalona rozkosz
                 życia, zwyczajnego istnienia, kręcenia się, pracy, najdrobniejszych głupstw. Na stole rzodkiewka.
                 Jedzmy rzodkiewkę. I pijmy piwo. Ubóstwione piwo. Nastrój przedświąteczny.

                 Bez daty
                   Raz w czasie wojny spotkałem się z moim bratem ciotecznym, myśliwcem z RAF. I on opowia-
                 dał mi o śmierci. Jak straszliwie się boi, co działo się z nim i w nim, gdy z uszkodzonymi sterami
                 i goniony nisko nad ziemią przez trzy focke-wulfy zobaczył nagle palący się motor i wiedział, że   Bobkowski
                 życie może potrwać jeszcze 30–40 sekund, w najlepszym wypadku minutę. Potem precyzował mi
                 z pamięci jakieś swoje dwa wiersze, które ułożył dla matki. Ciepłe, pełne słońca i uśmiechu. Czy
                 człowiek, dla którego śmierć jest jak zamknięcie papierośnicy – trzask i nic więcej, który boi się
                 jej tylko tak jak zwierzę prowadzone na rzeź, czy ten człowiek może pisać wiersze? Czy w ogóle
    Jedno z ostatnich zdjęć
    Andrzeja Bobkowskiego, 1961 r.   jest człowiekiem?
                                                                       „Kultura” nr 167, wrzesień 1961





          Katalog A Bobkowski 165 x 235_11 sierpnia.indd   73                            2013-09-16   18:29:07
   68   69   70   71   72   73   74   75   76   77   78