Page 7 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 7
Marian Turski
Przedmowa
Pewnego popołudnia w epoce gierkowskiej, do mojego mieszka-
nia w Warszawie telefon: – Pan Turski?... Jestem pilotem poważnego
amerykańskiego biznesmena, który przed wojną był z panem w jed-
nej klasie w gimnazjum… – Jak się nazywa? – Roman Kent… Ja: – To
chyba nieporozumienie, chyba z jakimś innym Turskim chodzili do tej
samej szkoły… Kenta żadnego nie było w naszej klasie, ja się nazywałem
Turbowicz (po wojnie, ze względów, o których dużo mówić, zmieniłem
nazwisko), więc było ewidentne, że to jakaś pomyłka… Po chwili pilot
dzwoni ponownie: – A jednak pan Kent bardzo nalega, by się z panem
spotkać. Mieszka w hotelu Forum… Ciekawość zwyciężyła, poszedłem.
Co za niespodzianka! Kent okazał się Knikerem (zmienił nazwisko po
osiedleniu w USA), kolegą klasowym; nie wiedziałem, że przeżył wojnę. On
wcześniej zdążył nawiązać kontakt z innym klasowym kolegą, Noachem/
Nonkiem Flugiem, który mieszkał w Izraelu i od niego dowiedział się
o moim istnieniu i moich losach. (Na zdjęciu klasowym z getta zazna-
czone są nasze twarze).
Tak zaczął się nowy rozdział naszej przyjaźni, mam prawo powiedzieć:
wielkiej, nierozerwalnej przyjaźni.
Nazywano nas – Fluga, Kenta i mnie – trzema muszkieterami. Tego
wyrażenia użył w odniesieniu do nas prezydent Republiki Federalnej
Niemiec, w mowie żegnającej odejście Noacha Fluga. Pełnił on już wtedy
funkcję prezydenta Międzynarodowego Komitetu Oświęcimskiego.
Roman Kent został jego następcą, ja – zastępcą Romana. I tak wespół
ze znakomitymi indywidualnościami z wielu krajów, w tym z reprezen-
tantami drugiego i trzeciego pokolenia, ciągniemy ten wózek.
Jedynym wyjściem była odwaga – taki jest angielski tytuł autobio-
grafii Romana Kenta. Utrafił w dziesiątkę! Macie oto, Czytelnicy, cztery
rozdziały jego życia: dzieciństwo, getto i obozy, nowe amerykańskie
życie i kariera biznesowa, działalność społeczna i filantropijna.
7