Page 522 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 522
Poszli również zobaczyć, co słychać u Gutmana.
W jego domu przy kopcach obrazy były powieszone równo i starannie, jeden
obok drugiego, jak w muzeum. Pod każdym obrazem była przytwierdzona biała
karteczka z tytułem obrazu i datą, kiedy został namalowany. Gutman klęczał na
podłodze i szorował ją twardą szczotką.
– Moje muzeum będzie gotowe dokładnie na czas – powiedział na powita-
nie, spostrzegłszy ich. Dał im znak ręką, żeby zatrzymali się na progu, by nie
zabrudzić podłogi.
Zapytał Dziunię, czy słyszała ostatnie wieści z frontu. Nie odpowiedziała
mu, nie słyszała, co do niej mówił. Jej drobna twarz była blada, skrzywiona.
Patrzyła, podobnie jak Bella, na wiszący na ścianie ukończony portret Ma-
tyldy, który Gutman zaczął malować lata temu, zaraz po utworzeniu getta
i zapewne dopiero niedawno skończył. Chociaż oddał na obrazie wszystkie
fałdy i zmarszczki na zmęczonej twarzy Matyldy, nie było w jej wyglądzie nic,
co przypominałoby o życiu w getcie. Była to wytworna Matylda – ta, która
siedziała w wysoko sklepionym salonie przy pianinie i grała etiudy Chopina.
Jasne było, że podziw, a może nawet zakochanie prowadziło rękę Gutmana i być
może dzięki temu jej córki dostrzegły w tym momencie smutne piękno matki.
Zobaczyły ją taką, jaka była w swej istocie, i zrozumiały, że wizerunkiem, który
od tej chwili będą w sobie nosiły, będzie właśnie ten obraz, na którym Gut-
man ją dla nich odmalował, sam Gutman zaś stał się przez to kimś bardzo im
bliskim.
Zaproponowali mu, żeby się przeprowadził do nich, do mieszkania na Luto-
mierskiej.
– Też chcę być z wami – powiedział, podnosząc się z podłogi i ze szczotką
w ręce zbliżył się do nich. – Ale muszę jeszcze parę obrazów oprawić i powiesić,
a parę dokończyć. Zobaczymy, może za kilka dni.
Spostrzegłszy wyraz twarzy Dziuni, wziął ją za rękę i z przyjacielskim uśmie-
chem zapytał: – Co z tobą, kózko? – Wyrwała dłoń z jego ręki i wybiegła.
Michał wybąkał: – Jest rozczarowana... Myślała, że…
Twarz Gutmana zmieniła się. Odwrócił się od Michała i Belli, złapał wiadro
wody i wylał na podłogę: – Przyjdę, jak tylko będę gotowy – mruknął i zrozumieli,
iż chce, by sobie już poszli.
Chodzili dalej w trójkę ulicami, pukali do drzwi znajomych, by dowiedzieć się,
co ten czy tamten zdecydował zrobić. Przed jedną z bram zgromadził się tłum.
Oderwał się od niego policjant i podbiegł do Michała: – Doktorze! – zawołał
– spadł pan z nieba! Niech pan idzie ze mną... Herr Schatten... jest już jedną
nogą na tamtym świecie. Od trzech dni wciąż pije i krzyczy... Delirium tremens
– zdiagnozował.
Dziunia i Bella zostały przed bramą, czekając na Michała. Tłum ludzi nieustan-
nie się zmieniał. Co rusz ktoś z przechodzących zatrzymywał się, by dowiedzieć
520 się, co się stało, po czym śpieszył dalej.