Page 114 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Jesteśmy drzewami wiecznymi.
P. 114
każdy jego fragment. – Jako dziewczynka z dobrego domu nigdy nie wy-
chodziłam sama, nie znałam dzieci z podwórka. Widziałam tylko z balkonu,
jak się bawiły – opowiada. Jej rodzice prowadzili bogate życie towarzyskie.
W sobotnie wieczory wychodzili tańczyć do klubu Tabarin albo do Casano-
vy, często bywali w teatrze. – Opiekowała się mną Polka, Helena Kowalska,
którą bardzo kochałam. Ona też gotowała. Mama piekła natomiast pyszne
ciasta: placek drożdżowy z kruszonką, sernik, makowiec, jabłecznik, podłużny
murzynek – wylicza Hadassa. – Miałam bardzo szczęśliwe dzieciństwo, byłam
kochana, rodzice się kochali, w domu było przyjemnie i wesoło – opowiada.
Karowie zabierali córkę do parku Poniatowskiego, na poranki do kina Rialto
albo Capitolu, które znajdowało się kilka kroków od domu. Hadassa pa-
mięta ostatni film, jaki obejrzała tam z ojcem, to był Suez. – Zakochałam się
wtedy w Tyronie Powerze, głównym bohaterze, dlatego pamiętam – mówi.
Na początku wojny mężczyźni musieli opuścić Łódź, uciekali na wschód. Skład
wełny ojca został skonfiskowany przez Niemców, a Dziunia z mamą musiały się
wynieść z mieszkania. Nechamia wrócił do rodzinnego miasta już tylko nielegalnie
na pogrzeb ojca, by odmówić kadisz. Stopniowo przeprowadził rodzinę do
Częstochowy, także krewnych żony ze Zduńskiej Woli. Jako członek Komitetu
Łodzian w Częstochowie miał tam znajomości. Niestety, w getcie w Łodzi –
zamienionej już w Litzmannstadt – została część rodziny: siostry, brat, kuzyni
i większość zginęła w czasie wojny. W Częstochowie aż do likwidacji getta było
stosunkowo spokojnie. Dziunia (Hadassa) opiekowała się dziećmi, uczyła je
czytać i pisać. Jej mama zajęła się krawiectwem. Ojciec utrzymywał rodzinę
ze sprzedaży różnych rzeczy, ale nie miał stałej pracy. Jesienią 1942 roku
zaczęły się wywózki do Treblinki. Dziunia i jej rodzice raz uniknęli selekcji, ale
potem – w nieznanych okolicznościach – Nechamia został zastrzelony, a Sara
trafiła do transportu – została zamordowana w Treblince. Dziunia cały czas
trzymała się z kuzynką Haną (Anusią) Shapirą. Obie pracowały w fabryce
amunicji Hasag. Udało im się ukryć, gdy Niemcy gromadzili ludzi na marsz
do Niemiec. Wróciły do Częstochowy, potem przedostały się do Warszawy,
a pod koniec 1945 roku dotarły do Łodzi. Dziunia skończyła seminarium pe-
dagogiczne. Wyjechała do Palestyny jako opiekunka dzieci – sierot wojennych.
Imię Hadassa otrzymała na Cyprze – wylosowała je. I choć oficjalnie była
od tego czasu Hadassą, koleżanki z Polski i tak nazywały ją Dziunią. Przyszłego
męża poznała w kibucu w 1948 roku. Josef Wizenberg (ur. 1927) pochodził
z Warszawy. Był w getcie warszawskim aż do jego likwidacji, przedostał się
kanałami na Pragę i ukrywał do końca wojny w Warszawie. Jego rodzice mieli
kryjówkę na wsi, ale ktoś ich zadenuncjował i zostali zabici. Josef Wizenberg
wyjechał najpierw do Niemiec, a w 1947 roku przedostał się do Palestyny.
Wizenbergowie wzięli ślub w 1952 roku w kibucu Megido, ale opuścili go, bo chcieli
studiować medycynę, na co kibuc nie chciał się zgodzić. Ostatecznie Josef
podjął studia prawnicze, Hadassa pracowała jako pielęgniarka, potem
ukończyła psychologię i zajmowała się młodzieżą. W 1957 roku urodził się ich
syn Uri, w 1960 roku córka Sheli. – Przez długi czas z mężem rozmawialiśmy
114